Przyciasna kurtka
Początek nietypowej znajomości przypadł na 2020 rok. - Stałam pod galerią handlową w Rybniku i zobaczyłam bezdomnego. Grzebał przy śmietniku - mówi kobieta. - Dałam mu resztę moich fajek. Kupiłam też bułkę. W aucie na parkingu miałam rzeczy, które pozbierałam od znajomych dla potrzebujących. Chwilę później wręczyłam panu kurtkę, chociaż przyciasną na niego.
Jak pomagała mu zmienić kurtkę, miał jedynie koszulkę z krótkim rękawem. Zobaczyła, że coś się dzieje z jego rękoma.
- Powiedział, że mu ręka ropieje. Umówiłam się z nim na następny dzień, żeby czekał na rynku, a przyjadę opatrzyć mu tę rękę. Pojechałam z kuzynką. Ona jest farmaceutką. Poszłyśmy z panem Józkiem do ubikacji w galerii, żeby go opatrzyć. Dobrze, że miałam jakąś drugą kurtkę w samochodzie, bo pierwsza była cała mokra od ropy. Wiedziałyśmy, że opatrunki nie wystarczą. Namówiłam pana, żeby pojechał do szpitala. Zgodził się, ale żaden szpital nie chciał go przyjąć. Wreszcie w jednym poświęcono mu chwilę na zmianę opatrunku.
Kuzynki poszły na nocny dyżur. - Opisałam lekarzowi przez domofon, jak sprawa wygląda. Pan Józek dostał leki na zakażenie. Zaczął padać deszcz. Nie miałam serca zostawić pana z powrotem na rynku. Dowiedziałam się o ogrzewalni i tam go zawiozłam. Jeździłam do niego przez półtora tygodnia. Później wzięli go do innego ośrodka.
Deficyt uwagi
Kobieta dodaje: - Przed sylwestrem wróciłam do Holandii. Kontakt z panem Józkiem się urwał. Jakoś w połowie stycznia udało mi się rozmawiać z nim przez telefon. Mężczyzna, pracujący w ośrodku, pozwolił mi pogadać z jego telefonu z panem Józkiem. Pod koniec lutego byłam w Polsce na urlopie. Zawitałam do ośrodka, ale powiedzieli mi, że pana Józka już nie ma. Nie będę robić z niego aniołka: miał słabość do alkoholu. Wystarczyło jednak odwiedzać go raz w tygodniu, a siedział grzecznie w ośrodku i nie pił. Trochę czyjejś uwagi i na końcówce życia stanąłby na nogi. Co urlop szukałam go w Rybniku.
Miała numer siostry bezdomnego. - Latem 2021 zapytałam ją, co z nim. Wysłał do niej list, że jest w Gnieźnie, w szpitalu. Chciałam go odwiedzić, ale okazało się, że tam go już też nie ma. Powinnam podać mu chociaż polski adres. Mógłby czasami napisać do mnie list. Ostatni raz widziałam go we wrześniu w zeszłym roku. Opowiadał o ośrodku w Bydgoszczy. W Rybniku inni bezdomni go gnębili. Raz go mocno pobili jeszcze w Rybniku, drugi raz już w Bydgoszczy, w listopadzie.
Dalej: - Nawet syn bezdomnego nie wiedział, jak jego ojciec znalazł się w Bydgoszczy. Nie wiadomo też, czy zgłosił pobicie na policję. Skoro był w szpitalu i widać było, w jakim jest tragicznym stanie, to szpital sam powinien poinformować policję. Pisałam maila do policji, ale odpowiedzi brak.
Udar i krwotok
Nasza rozmówczyni zaznacza: - Pan Józek był tak słaby, że jak się przewrócił, nie dał rady się podnieść. Niekiedy czekał, aż ktoś go podniesie. Przechodnie myśleli, że pijany.
Siostra pana Józka w zeszłym tygodniu powiadomiła panią Annę o śmierci mężczyzny. Zmarł z powodu krwotoku narządów wewnętrznych i udaru. Pogrzeb zaplanowano na sobotę, 28 stycznia, w Bydgoszczy.
- Przypuszczałam, że nikt z rodziny pana Józka nie pofatyguje się do Bydgoszczy, aby go pożegnać. To dlatego wstawiłam post na Facebooka z prośbą o to, żeby ten, kto mieszka w Bydgoszczy, a ma czas i chęci, ten pojawił się na ostatnim pożegnaniu pana. Były cztery osoby, w tym syn z synową pana Józka i chłopak, który przeczytał mój wpis. Ja też przyjechałam.
Pani Anna po pogrzebie wróciła do Holandii. Wspomina na koniec: - Kupiłam panu Józkowi kiedyś laskę za 10 złotych. Nazajutrz już jej nie miał, bo co zasnął, to jacyś inni bezdomni go okradali. Nawet tę głupią laskę zabrali. Naprawdę chciałam dla niego lepszego życia.
W przypadku zgonu osoby bezdomnej obowiązują procedury. Marta Frankowska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy, wyjaśnia: - Szpital powiadamia nas o śmierci. Po otrzymaniu numeru PESEL ustalamy, czy zmarły miał rodzinę. Jeżeli miał, to próbujemy skontaktować się z nią i przekazujemy informację o śmierci. Pytamy krewnych, czy podejmą się organizacji pogrzebu. Mają prawo odmówić. Jeśli z tego prawa skorzystają, to my już pilnujemy wszelkich spraw, związanych z pochówkiem. Współpracujemy w tym zakresie z zakładem pogrzebowym, wyłonionym w przetargu. Zasiłek pogrzebowy, który otrzymuje rodzina zmarłego, nam się nie należy. Przygotowanie pochówku jest zadaniem własnym gminy o charakterze obowiązkowym i wynika z zakresu pomocy społecznej. W Bydgoszczy organizujemy przeważnie 3-5 pogrzebów w miesiącu, natomiast rocznie jest ich około 50.
