To był długi i ciężki sezon. W Bydgoszczy wszystko było podporządkowane awansowi piłkarzy Zawiszy do I ligi. Ale niektórzy tę drogę zaczynali w... amatorskich „szóstkach”.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173597" sub="Benjamin Imeh w redakcji „Expressu” uśmiechnięty od ucha do ucha. Fot. Tadeusz Nadolski">Bohaterem niedzielnego meczu z Czarnymi Żagań, który zadecydował o awansie Zawiszy do I ligi, był Nigeryjczyk Benjamin Imeh. Wypracował rzut karny, który wykorzystał Szymon Maziarz (na 1:1), a potem sam pokonał bramkarza gości (na 2:1). W I połowie trafił też w poprzeczkę. A po meczu był szampan na boisku i w szatni, a potem wielka feta z kibicami na Starym Rynku.
Jednak wczoraj przed południem Benek odwiedził dział sportowy „Expressu” w dobrej formie.
O której wróciłeś do domu?
Oj, była chyba druga czy trzecia w nocy, tak świetnie się bawiliśmy. Kilka tysięcy, a ja w środku. Jak mnie podrzucali, to prawie zgubiłem komórkę. Nawet piwo mi postawili, albo dwa, nie pamiętam.
<!** reklama>Gdyby nie było ciebie w tym me- czu na boisku, to Zawisza mógłby nie wygrać i byłaby żałoba...
Po meczu chłopacy gratulowali mi, mówili „Benek, dzięki, byłeś wielki”, ale na pewno daliby radę beze mnie. To się tylko tak mówi, że jeden piłkarz może wygrać mecz, ale przecież gdybym nie dostał tych kilkunastu dokładnych podań, to nic bym sam nie zrobił. Wygrał cały zespół, ale faktycznie miałem zaj...isty dzień (tłumacząc na polski „dzień konia” - przyp. Fa). Cieszę się, że zrobiłem to, co do mnie należało, jestem przecież napastnikiem.
Do przerwy przegrywaliście 0:1. Była męska rozmowa w przerwie w szatni? Trener Topolski rozstawiał was po kątach?
Wszyscy byliśmy zdenerwowani, bo coś było nie tak, bardzo chcieliśmy strzelić gola i wygrać, ale nie wychodziło. Trener Topolski spokojnie nam tłumaczył, mówił: „Po co były te zwycięstwa z Olimpią, z Elaną, z Bałtykiem na wyjeździe. Mieliśmy pieć punktów straty do Miedzi, przegoniliśmy ich i teraz mamy to wypuścić? Chcecie mieć po meczu pretensje do siebie, że zmarnowaliście taką okazję?”. Na drugą połowę wyszliśmy naładowani i zagraliśmy, to co graliśmy wcześniej, swoją piłkę.
<!** Image 3 align=none alt="Image 173597" sub="Benjamin Imeh na boisku, który nie boi się twardej gry. Fot. Tymon Markowski">Ostatnie mecze graliście pod bardzo dużą presją, a ten decydujący pod bardzo dużą presją.
Przed meczem z Czarnymi byliśmy na zgrupowaniu w Samociążku. Chłopacy mieli wędki, więc siedzieli nad wodą. Ja też lubię wędkować, nieraz chodzę z teściem na rybki, ale tym razem posłuchałem sobie muzyki, ogólnie czarnej, rapu, hip-hopu, tak się relaksuję. Nie mam problemów z presją meczową. Wychodzę na boisko i gram do przodu. Żadnych głupich, niepotrzebnych myśli, choć ostatnio było nerwowo, bo czytaliśmy o sobie różne rzeczy, że nie chcemy wygrać, nie chemy awansować, że gramy dla pieniędzy, co to za piłkarzyki, szantażyści. A my pokazaliśmy charakter.
O tobie akurat nie można powiedzieć, że myślisz tylko o pieniądzach, bo zgodziłeś się grać w Zawiszy za najmniejszy kontrakt.
No tak, gdy ktoś nie gra pół roku, to nie ma nic do gadania. Jak przychodziłem do Zawiszy i dano mi szansę trenowania, a potem gry nawet w A-klasie, to byłem bardzo szczęśliwy, prawie się popłakałem. Miałem chyba 6-7 kilogramów nadwagi, bo wcześniej grałem tylko w „szóstkach”, a to wiadomo, że nie zastąpi normalnego treningu, więc musiałem wziąć się za siebie i dojść do formy. Trener Murawski wierzył we mnie, trener Topolski też. Dziękuję im za to.
Wiemy, że miałeś trudny okres w swoim życiu, przeżyłeś tragedię rodzinną...
W ubiegłym roku zmarł nasz 2,5-miesięczny synek. Kasia była w głębokiej depresji, musiałem wracać do Bydgoszczy zaopiekować się nią. Korzystaliśmy z rady psychologa i jakoś z tego wyszliśmy. Ale mam też dobra informację. Dwa dni przed meczem z Turem urodził się nam drugi synek, ma na imię Maxwell. Dlatego to zwycięstwo i awans, moje pięć goli chciałbym zadedykować żonie i synkowi oraz kibicom Zawiszy, którzy pomogli nam przetrwać trudne chwile na boisku.
Ty już znasz smak awansu i gry w I lidze i ekstraklasie.
To mój drugi awans, wcześniej awansowałem do ekstraklasy ze Śląskiem Wrocław. Pamiętam, że wtedy strzeliłem gole na początku sezonu z Pelikanem Łowicz i na zakończenie ligi z Arką Gdynia.
Ale z Wrocławia masz też niemiłe wspomnienia.
Niestety. Byłem chyba ostatnim czarnoskórym piłkarzem, który grał w Śląsku. Tam jest specyficzna atmosfera, kibice nie akceptują piłkarzy o innym kolorze skóry. Boleśnie tego doświadczyłem, ale nie tylko ja. Na osiedlu, gdzie mieszkaliśmy, żonę wyzywano od najgorszych, a na mnie gwizdano na boisku. To jest bardzo nieprzyjemne, gdy tak traktują cię kibice swojej drużyny. Dłużej nie mogliśmy tego wytrzymać, nie było sensu i mimo że miałem jeszcze ważny kontrakt ze Śląskiem, to po półtora roku odszedłem. Żona wróciła do Bydgoszczy, a ja wyruszyłem w Polskę.
W naszej lidze zaczynałeś w Polonii Warszawa, czy gdyby właściciel “Czarnych Koszul”, Józef Wojciechowski, zgłosił się teraz po ciebie, albo inny klub, to znowu wyruszyłbyś w Polskę?
W Polonii? Tam tak szybko wszystko się dzieje, jeden zły mecz i jesteś w „Klubie Kokosa” (śmiech). Nie chciałbym już nigdzie się ruszać, jest mi dobrze w Bydgoszczy, tu czuję się jak u siebie, mamy mieszkanie, mamy znajomych, swoje miejsca w mieście, które odwiedzamy. Chciałbym dalej grać w Zawiszy, ale nie ode mnie to zależy. Pewnie będzie nowy właściciel, będą nowe pomysły na zespół. Zobaczymy co się wydarzy w najbliższych dniach, tygodniach. Ja wiem tylko jedno, że jak normalnie przepracuję lato, to mogę być jeszcze lepszym, skuteczniejszym piłkarzem.
Jakbyś scharakteryzował siebie jako piłkarza?
Moim atutem jest siła. Potrafię się zastawić, trudno jest mnie przewrócić, dobrze też gram głową. Na przykład Wojciech Okińczyc (inny napastnik Zawiszy, który strzelił w sezonie 12 goli, Imeh 5 - przyp. Fa) ma nosa do sytuacji podbramkowych, wie gdzie się ustawić, ma timing, jest egzekutorem. A ja lubię powalczyć z obrońcami, nieraz na łokcie, lubię sam wypracować sobie sytuację do strzału.
W Polsce jesteś już od 2004 roku, nie starasz się o polskie obywatelstwo?
Staram się, to kolejna dobra wiadomość. Być może niedługo dostanę polskie obywatelstwo. Złożyłem już wszystkie papiery, czekam tylko na podpis wojewody. Nie mogę się doczekać. Wtedy już naprawdę czułbym się jak u siebie w domu.
Fakty
Sylwetka piłkarza
- Benjamin Imeh. Urodzony 20 lipca 1982 roku w Lagos (Nigeria). Żona Kasia (bydgoszczanka), synek Maxwell (ur. 26 maja 2011 roku). Pozycja na boisku: napastnik. Wzrost 182 cm, waga 76 kg (optymalna). Dotychczasowe kluby: Enyimba FC Aba (Nigeria, 2004), Polonia Warszawa (2004-2005, 22 mecze/2 gole), Arka Gdynia (2005-2006, 7/0), Kujawiak/Zawisza (2006-2007, 31/5), Śląsk Wrocław (2007-2008, 39/6), Tur Turek (2008-2009, 22/4), Dolcan Ząbki (2009-2010, 24/2), Zawisza Bydgoszcz (2011, 13/5).(Fa)