O planowanych zwolnieniach urzędników pisaliśmy na początku kwietnia.
Teraz podjęto konkretne kroki. Rząd zobowiązał szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka do prowadzenia rozmów ws. zwolnień.
"Działania dotyczące zmniejszenia zatrudnienia wiążą się z negatywnymi skutkami gospodarczymi wywołanymi przez pandemię COVID-19, które wpływają na wzrost deficytu budżetu państwa" - czytamy w rządowym komunikacie.
Według Businessinsider.com.pl administracja państwowa ma zostać zmniejszona nawet o 20 proc.
Przeciwko zwolnieniom urzędników protestują związkowcy
- Pracownicy pracują w nadgodzinach, często w weekendy, z naruszeniem przepisów dotyczących czasu pracy - otrzymali mnóstwo nowych zadań, ale nie poszły za tym nowe etaty czy dodatkowe środki pieniężne. A teraz jeszcze rząd arbitralnie, bez konsultacji czy analiz dotyczących stanu zatrudnienia, jak słyszymy, mówi o 20-proc. redukcji zatrudnienia... - mówi wiceprzewodniczący OPZZ Sebastian Koćwin, którego cytuje Businessinsider.
W podobnym tonie wypowiada się także przewodnicząca Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ "Solidarności" Lucyna Walczykowska. - Wymagania względem kandydatów są bardzo duże – konieczne są studia, często specjalistyczne, a pensja zupełnie do nich nie przystaje. Te pieniądze, biorąc pod uwagę płace na rynku, są nieporównywalne. W efekcie nie ma kto wykonywać tej pracy, co obciąża osoby już pracujące, a teraz rząd chce jeszcze ciąć zatrudnienie. To nie do zaakceptowania - tłumaczy Walczykowska.
