<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/walenczykowska_hanna.jpg" >Tajemniczą, raz romantyczną, raz współczesną, raz baśniową, raz tragiczną, ale zawsze uroczą, operową baśnią o Jasiu i Małgosi zainaugurowano XV Bydgoski Festiwal Operowy. Chcecie Państwo innej bajki? Oto ona. Zadziała się w sobotę, niedaleko, przy operze.
Wyobraźcie sobie więc, że na parking wjeżdżają dwie czarne limuzyny. Obsługa nie rozpoznaje siedzących w owych peugeotach dostojników. Kierowcy otrzymują wyraźne polecenie; wyjazd! Błądzą, wreszcie znajdują inne miejsce. Parkują. Dostojnicy wysiadają. Mocno wzburzeni, pieszo, pokonują nierówne chodniki, docierają do opery. Szlaban majestatycznie unosi się kolejny raz. Wjeżdża nieduża skoda, a w niej... eksdecydent. Wysiada uśmiechnięty, zamyka auto. Suchą stopą, pokonując ledwie kilka metrów, dociera do wejścia. Zawrzało więc! I wrzało przez dwa dni, bo dostojnicy dociekali; jak to, nikt nas nie poznał? Nie witał z honorami? Jego wpuścili, a on władzy już nie ma!? Jak to?
<!** reklama>Tak srogo się rozbulgotało, że mało nieszczęsnych parkingowych nie wysadziło. A decydenci nadal nie odpuszczali. Donieśli o wszystkim szefowi. Ten, w majestacie władzy, wszczął publiczny dyskurs o tym, kto i jakie przywileje mieć powinien... Chcecie bajki? To nie bajka! To tylko urażone ambicje, które, nie pierwszy raz, zakłóciły bydgoskie operowe święto. Kiedyś powodem burzy była szczotka klozetowa, dziś jest nim miejsce na parkingu.