
- Babcia zawsze chciała zostać tancerką i wymykała się z domu na zajęcia, na gimnastykę artystyczną. Choć naszym zdaniem zamiast skupiać się na tańcu powinna śpiewać - do dziś ma głos jak dzwon! Nigdy nie go nie ćwiczyła, a śpiewała cudownym, postawionym głosem operowym, czasem piękniej niż niejedna solistka operowa! Niestety nigdy tego talentu nie wykorzystała zawodowo - czasy były bardzo ciężkie i walczyła o przetrwanie, pracując w sklepie z chemią. Serce ściska żal, bo z takim głosem naprawdę mogłaby śpiewać na każdej scenie świata! - opowiada Emilia Czekała.

- Z nastaniem lat 80-tych, kiedy kraj ogarnął kryzys gospodarczy, urodziłem się ja. Ojciec postanowił pomóc w zakładzie. Pracując ciężko razem z dziadkiem stopniowo przejmował jego obowiązki, zdobywając doświadczenie. Zamieszkaliśmy wtedy w urządzonej dla naszych podstawowych potrzeb dawnej pracowni dziadka. Gdyby nie on, nasz los byłby ciężki. Pracownię dziadka przeniesiono do jego domu. Latem 2004 roku zrozumiałem. Mamy za sobą przeszło 40 lat tradycji. Ponad 40 lat zmagania się z polską kapryśną rzeczywistością. Jeżeli to wszystko przetrwało do dziś, nie mogę tego stracić. Chciałbym powiedzieć to mojemu dziadkowi… Zmarł jesienią 2000 roku - opisuje Łukasz Szumiński, kamieniarz w trzecim pokoleniu.

- Moja babcia przez 20 lat nie prowadziła samochodu. Pewnego razu miałam pojechać na zawody wioślarskie do Kruszwicy. Wyjeżdżałam od dziadków, bo wtedy mieszkali blisko. Dziadka, który zawsze był w takich sytuacjach na posterunku, akurat nie było. Babcia uznała, że na zawodach być muszę i sama mnie zawiozła. Jechałyśmy chyba dwa razy dłużej niż normalnie, ale bezpiecznie dojechałyśmy - wspomina Małgorzata Król, wioślarka, trenerka.