Na początku lat 90. blokowe strychy i podziemia przeżywały szczytowy okres zainteresowania drobnych przedsiębiorców. Teraz nęcą głównie młodzież i wielu lokatorom to się nie podoba.
<!** Image 2 align=right alt="Image 20923" >- Sąsiedzi zawsze narzekali, gdy staliśmy na klatce schodowej i rozmawialiśmy. Bywało, że bez powodu wzywali policję lub straż miejską. Nie zliczę, ile razy mnie spisywali. Tylko za to, że mam bluzę z kapturem. To, że skończyłem najlepsze liceum w Bydgoszczy jest tu mało ważne. Więc postanowiliśmy zejść do podziemi - śmieje się Mariusz ze Wzgórza Wolności. - Urządziliśmy w jednej z piwnic mały „klubik”. Pojawiły się fotele i kanapa, ale i to przeszkadzało sąsiadom. Wkrótce i stamtąd nas wyrzucono. Dla takich jak my chyba nie ma miejsca na osiedlu. A szkoda, bo zajęcie znalazło tam czasami nawet piętnaście osób.
Bez problemów do czasu
Więcej szczęścia miał Kamil, 19-latek z Wyżyn. - Dogadaliśmy się z sąsiadami, zebraliśmy ich podpisy i nasza spółdzielnia udostępniła nam suszarnię, którą zaadaptowaliśmy na siłownię. Płacimy za to śmieszne pieniądze, nieco ponad 10 złotych miesięcznie. Dzięki temu mamy gdzie się spotkać i poćwiczyć. Wszyscy są zadowoleni. Sąsiedzi, bo nie muszą nas oglądać na klatkach oraz rodzice, którzy wiedzą, że nigdzie nie łazimy, tylko siedzimy w piwnicy.
- U nas są trzy takie młodzieżowe siłownie - mówi Wojciech Łęt, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Zjednoczeni”. - Nie robimy żadnych problemów, dopóki sąsiedzi nie zgłaszają zastrzeżeń do ich działalności. Raz okazało się, że z siłowni zrobiono miejsce schadzek, a alkohol był tam codziennością. Musieliśmy ją zlikwidować, choć na takie pomysły jesteśmy bardzo otwarci. W naszym zasobach znalazła też miejsce organizacja, która pomaga niepełnosprawnym, a w pomieszczeniu dawnej suszarni „zainstalowało się” koło wędkarskie. Za wszystkie pomieszczenia nic nie płacą, regulują jedynie opłaty za zużytą energię i media.
Na etapie projektu
- Na początku lat 90. był wielki boom na pomieszczenia w blokach. Praktycznie wszystko co było wolne, znajdywało użytkowników. Rodziła się drobna przedsiębiorczość, więc co rusz otwierano jakiś magiel czy zakład szewski - wspomina Jacek Kołodziej, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlani”. - Teraz nie ma już tylu chętnych i prawdę mówiąc, zasoby mieszkaniowe raczej nie nadają się do prowadzenia takiej działalności. Mieszkańcy nie lubią, gdy obce osoby kręcą się po klatkach schodowych - dodaje Jacek Kołodziej. Na szczęście, są jednak w Bydgoszczy spółdzielnie mieszkaniowe, które już na etapie projektowania swoich budynków uwzględniają pomieszczenia przeznaczone na kluby fitness czy siłownie.