MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Astoria - AZS Toruń. Pozostały wspomnienia...

Tadeusz Nadolski
Od lewej: Grzegorz Skiba, Wojciech Puścion, Marcin Radziwon, Przemysław Gierszewski i Wadim Czeczuro.
Od lewej: Grzegorz Skiba, Wojciech Puścion, Marcin Radziwon, Przemysław Gierszewski i Wadim Czeczuro. Archiwum
26 lat temu, w kwietniu 1991 roku, koszykarze Astorii w barażach pokonali 3-1 AZS Toruń i dzięki temu awansowali do I ligi (obecnie ekstraklasa).

Bydgoski zespół w swoje grupie II ligi w sezonie 1990/1991 zajął drugie miejsce (za Polonią Warszawa, która na najwyższy szczebel awansowała bezpośrednio) i zgodnie z obowiązującym wówczas regulaminem zmierzył się z 10. zespołem I ligi, czyli właśnie toruńskimi Twardymi Piernikami.

Podopieczni Romana Habera wygrali pierwszy mecz w grodzie Kopernika, przegrali drugi, po czym po niezwykle dramatycznych pojedynkach dwukrotnie pokonali rywali we własnej hali na "Królówce".

Tamte wydarzenia wspominają zawodnicy pierwszej piątki ówczesnej drużyny.

Grzegorz Skiba (rozgrywający):
- Nasz zespół był specyficzny, bo oparty na wychowankach klubu - poza Romanem Olszewskim i Wadimem Czeczuro. Przed tym sezonem pozyskaliśmy mocnego sponsora. Przed barażami nie baliśmy się, nie mieliśmy nic do stracenia. Chyba jednak łatwiej się gra z niższej pozycji. Mieliśmy jeden cel. „Wyrwać” w Toruniu jeden mecz i wrócić na „Królówkę”. Pamiętam, że jak na kwiecień było bardzo ciepło. Przed pierwszymi meczami w Toruniu zostaliśmy na tydzień „skoszarowani” na Zawiszy, żeby nic nas nie rozpraszało. Wydaje mi się, że wysoka wygrana AZS w drugim spotkaniu, nieco ich uśpiła W trzecim meczu trafiłem dwa decydujące o zwycięstwie rzuty wolne. Ale ja je traktowałem jak każde inne, stawka nie paraliżowała mnie. Wszyscy z nas doskonale pamiętają te pojedynki w Bydgoszczy. Gdy na ponad godzinę przed rozpoczęciem przyjeżdżaliśmy do hali, trybuny już były pełnie, a przed salą stały setki kibiców, którzy nie dostali już biletów.

Mirosław Wiśniewski (rzucający):
- Od momentu przyjścia do drużyny Romana Habera na sto procent wiedziałem, że z nim musimy wejść do I ligi. Myślę, że gdyby nas prowadził od początku, to wygralibyśmy naszą grupę II ligi i awansowalibyśmy z pierwszego miejsca my, a nie Polonia Warszawa. Z nim była krótka piłka - jak się śmiejemy, to się śmiejemy, ale jak pracujemy i trenujemy, to nie ma żartów. Grałem w wielu klubach, ale to były najważniejsze mecze w mojej koszykarskiej karierze, w życiu. W dwóch spotkaniach trafiłem po dwa bardzo ważne, można powiedzieć kluczowe, rzuty wolne. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogę spudłować. Dla Astorii, klubu w którym się wychowałem, musiałem trafić.

Leszek Prusak (niski skrzydłowy):
- Jasne było, że musimy dobrze bronić i zatrzymać AZS na najwyżej siedemdziesięciu punktach. I to się oprócz drugiego meczu udało. Byliśmy dobrze przygotowani pod względem taktycznym. Wiedzieliśmy kto kogo będzie pilnował, na kogo będzie grać. Pamiętam jak wyszliśmy na rozgrzewkę. W hali Astorii było już siwo od papierosowego dymu, bo wszyscy palili na korytarzach na piętrze i na parterze. Na nasz sukces niewątpliwie złożyła się także świetna atmosfera, jaka panowała w naszej drużynie.

Roman Olszewski (silny skrzydłowy):
- Mój pobyt w Bydgoszczy wspominam z dużym sentymentem. Dopiero tu moja kariera nabrała dużego rozpędu, wypromowałem się. Na baraże trafiliśmy z formą. Świetnym pomysłem był tygodniowy pobyt na obiektach Zawiszy. To nas bardzo scementowało. Do dziś pamiętam to wspaniałe uczucie po ostatnim spotkaniu, kiedy to przyklepaliśmy awans. Tworzyliśmy fajną grupę kolegów także poza boiskiem. Potem kilku znalazło się znowu razem we Włocławku.

Wojciech Puścion (środkowy):
- Mimo wszystko AZS był faworytem tej konfrontacji. Szokiem był dla mnie widok policjantów z psami, którzy pilnowali kibiców - w tym przyjezdnych - w Toruniu. To jednak były mecze podwyższonego ryzyka. Gdy wspominam te czasy, to łza się w oku kręci. Nigdy nie zapomnę tych emocji, tego stresu, który nam towarzyszył. Do siebie miałem pretensje za trzeci mecz. Szybko, zbyt szybko, złapałem cztery faule, potem piąty i siadłem na ławce, przez co osłabiłem drużynę. W sumie walka szła na całego, często łokcie szły w ruch, nie oszczędzaliśmy się. Dziś mogę powiedzieć, że po ostatnim spotkaniu chyba przez dwa dni ostro bankietowaliśmy.

POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!