<!** Image 1 align=left alt="Image 9394" >Opinia toruńskiego prawnika na temat niezgodności z prawem wyborów rektora Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego nie są wcale taką wielką niespodzianką. A przynajmniej nie dla wszystkich. Sygnał, że są one sprzeczne z przepisami, „Express” otrzymał jeszcze przed pierwszą turą wyborów. Sprawdzaliśmy wtedy ten sygnał i ustaliliśmy, że wyborcze procedury są zgodne ze statutem uczelni, który z kolei został zaakceptowany przez ministerstwo. Wtedy - aby bez potrzeby nie dolewać oliwy do ognia - zdecydowaliśmy, że nie będziemy pisać o tych wątpliwościach.
Teraz tą samą kartą zdecydowali się zagrać przeciwnicy ponownego wyboru rektora Marcinkowskiego. Mają, oczywiście, do tego prawo. Pytanie tylko, czy wcześniej nie mieli w ręku opinii prawnika z Torunia. Bo jeśli mieli, lecz czekali z jej wykorzystaniem do ogłoszenia wyników pierwszej tury, to nie byłaby to gra zupełnie fair. Przecież, w myśl zawartych w opinii zastrzeżeń, wybory byłyby tak samo nieważne, gdyby wygrał je profesor Kubik. Czy i wtedy jego zwolennicy gotowi byliby wyciągać na światło dzienne wątpliwości prawne? A już zupełnie niezależnie od tego, kto ma w tym sporze rację, faktem jest, że korowód z wyborami destabilizuje pracę na uczelni. Dziewięć dni temu z powodu wyborów ogłoszono godziny rektorskie. Ta sytuacja powtórzy się zapewne w najbliższy czwartek. Nie jest to najlepszy początek pierwszego roku funkcjonowania uniwersytetu, który powinien się mocno starać, by pokazać, że na tę dumną nazwę rzeczywiście zasługuje.