Obrońcą Karoliny L. jest mec. Mariusz Lewandowski i, jak dowiedział się Onet, osoby prywatne i organizacje społeczne zapewniły go o gotowości wpłacenia czterech tys. zł. - taką kwotę sąd wyznaczył jako poręczenie majątkowe za zwolnienie kobiety z aresztu.
Torunianka do aresztu trafiła po tym, jak dwukrotnie złamała zasady kwarantanny domowej, wychodząc na zakupy. Jak tłumaczy rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu, „ryzyko, że takie zachowanie powtórzy było wielkie”, a kobieta „stwarzała zagrożenie dla zdrowia i życia wielu osób”.
W rozmowie z Onetem rzecznik wskazuje też, że kobieta została oskarżona o przestępstwo, które jest zagrożone wysoką karą. Chodzi o art. 165 par. 1, pkt 1 kk, który mówi o sprowadzaniu niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, powodowaniem zagrożenia epidemiologicznego. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Karolina L. najpierw trafiła do Zakładu Karnego w Potulicach, a gdy przestała być nosicielem koronawirusa, przeniesiono ją do Zakładu Karnego w Grudziądzu. Jeśli prokuratura po raz kolejny nie wystąpi o przedłużenie aresztu, kobieta zostanie wypuszczona 29 września.
Sprawą jest oburzony dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W rozmowie z Onetem twierdzi, że kobieta nigdy nie powinna znaleźć się w areszcie i nie jest to właściwy środek do zastosowania wobec osoby naruszającej kwarantannę.
Blisko pięć miesięcy w areszcie za coś takiego to jest po prostu coś, co się w głowie nie mieści – mówi dr Kładoczny.
Zdaniem dra Kładocznego kobietę należało skierować do izolatorium. Zwraca uwagę także na to, że Karolina L. choruje na depresję, a pobyt w areszcie może pogorszyć jej stan.
Areszt tymczasowy powinien być środkiem zapobiegawczym. Tymczasem raporty Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz opinie organizacji europejskich wskazują na to, że w Polsce ten środek często jest wykorzystywany jako „substytut kary” albo „tzw. areszt wydobywczy, służący zmiękczaniu i uzyskiwaniu konkretnych zeznań”, na co zwraca uwagę dr Kładoczny.
Źródło: Onet
