Gdy dwuletni Aleksander wypadł z okna na piątym piętrze wieżowca na bydgoskich Wyżynach, rodzice byli w pracy. Maluchem opiekowała się babcia.
<!** Image 2 align=right alt="Image 21534" >Policja bada, jak doszło do wypadku. - Około godziny dziesiątej maluch w niewyjaśnionych okolicznościach wypadł z piątego piętra budynku przy ulicy Ku Wiatrakom - informuje Ewa Przybylinska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. - Trafił natychmiast do szpitala Biziela.
Pod opieką lekarzy znalazła się również babcia, która doznała urazu psychicznego. Sąsiedzi, z którymi rozmawialiśmy, są wstrząśnięci.
- Słyszałam, że babcia na chwilę spuściła malucha z oka - mówi pani Jadwiga. Pokazuje miejsce, w którym spadło dziecko. - Nie leciał jak kamień, tylko otarł się o gałęzie drzewa i to trochę złagodziło upadek - przypuszcza. - Spadł na przycięte zaraz przy ziemi krzaki.
- Widziałam, jak pogotowie wnosiło go do karetki. Dziecko strasznie krzyczało, ale to znaczy, że było przytomne - relacjonuje pani Teresa, sąsiadka z IV piętra. - O samej rodzinie trudno mi cokolwiek powiedzieć, to nowi lokatorzy - mówi.
- Jak były u mnie wnuczki, to zakładałem kraty w oknach. Na wszelki wypadek, żeby im się nic nie stało - mówi pan Jerzy. - Dla mnie to rażące zaniedbanie ze strony dorosłych. Jak można zostawić dziecko?
- Wyszedłem natychmiast po tym, jak przyjechała policja i prokurator - mówi Henryk Głowacki, sąsiad z parteru. - Znałem rodzinę, bardzo mili, przyjemni ludzie. Babcia pomagała pilnować chłopca, bo rodzice, wiadomo, muszą teraz ciężko pracować na chleb. Mały ma starszą siostrę.To niezwykle grzeczna dziewczynka. Zastanawiam się cały czas, co się stało, bo choć to nie jest moje dziecko, to zaraz myślę o córce, która ma trzynaście lat. Słyszałem jednak, że stan chłopca jest dobry.
Potwierdza to rzeczniczka szpitala, Kamila Wicińska.
- Pacjent przeszedł badania, lekarze stwierdzili, że jego stan jest zadowalający, a nawet dobry. Ma jedynie złamanie lewej kości ramienia. Nadal będzie obserwowany, gdyż upadek z wysokości może nieść ze sobą ryzyko późniejszych powikłań. Na razie jednak wychodzi na to, że miał sporo szczęścia.