Po II wojnie aż do końca PRL-u do Polski napływało wiele paczek, głównie od rodziny z Zachodu, z towarami, których u nas permanentnie w handlu brakowało. Przesyłek tych jednak nie doręczała poczta do domu, trzeba się było po nie pofatygować osobiście do... najbliższego urzędu celnego.
[break]
„Wycierusy” przebojem
W latach 50. wśród zawartości paczek dominowała żywność i... stylonowe pończochy, we wczesnych latach 60. koszule non-iron, ortaliony i sukienki z krempliny, a w czasach Edwarda Gierka - markowe dżinsy, czyli „wycierusy”. Za prawo do wejścia w posiadanie tych „luksusów” obywatele polscy musieli jednak uiszczać opłaty celne i dodatkowo wnosić opłatę skarbową za... samo zezwolenie państwa polskiego na otrzymanie paczki - w przeciwnym razie przesyłki do ich rąk nie trafiały, trzeba było opłacać w dodatku ich zwrot na adres nadawcy.
Żywność bez cła
W latach 70., po zmianach w prawie, obowiązywała w dalszym ciągu zasada nakładania opłat celnych na paczki, jednak część przesyłanych towarów była od nich zwolniona. Dotyczyło to podstawowych artykułów żywnościowych, w tym soków i owoców w puszkach, bielizny, a nawet obuwia.
Taka sytuacja zawsze rodzi okazję do oszustw, choćby w postaci fałszowania w urzędzie celnym protokołu ze sprawdzenia zawartości paczki, np. za stosowną opłatą. Po serii wykrytych przypadków machlojek urzędników celnych zapowiedziano publicznie bardzo surowe kary za tego typu przypadki wykryte w przyszłości.
Niezbyt przejął się tą informacją 30-letni wówczas celnik zatrudniony w urzędzie w Bydgoszczy, Stanisław Z. W 1978 roku w towarzyskiej rozmowie jeden z odbiorców paczki zasugerował, że za pewną sumę celnik mógłby wpisać do deklaracji celnej zamiast sweterków damskich i dżinsów - artykuły żywnościowe. Zaoferowana kwota była na tyle kusząca, że celnik zgodził się wpisać jako zawartość puszki z ananasami zamiast faktycznie przysłanych dżinsów. Udało się. Potem zjawił się kolejny petent i kolejny. Stanisław Z. brał, co mu odbiorcy paczek dawali - gotówkę, koniaki, whisky. Nie potrafił jednak zataić we własnym środowisku, że od pewnego czasu jest „przy gotówce”.
Pięć lat na przemyślenia
Zyskowny proceder trwał w tej sytuacji tylko dwa miesiące. W sierpniu 1978 roku celnik został aresztowany. Jego proces przed bydgoskim sądem zakończył się w lutym 1979 roku.
Ze Stanisława Z., drobnego w sumie oszusta i złodziejaszka, sąd uczynił wielkiego szkodnika gospodarczego i przestępcę, który okradł skarb państwa aż na 27 tys. ówczesnych złotówek. Za swoje czyny były już wówczas celnik został obciążony karą aż pięciu lat bezwzględnego pozbawienia wolności i grzywną w wysokości 20 tys. złotych.