https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Afery w polskiej piłce - pili, szczekali, ubrania przymierzali

Hubert Zdankiewicz
Artur Boruc to z jednej strony fantastyczny bramkarz, co udowodnił na mundialu 2006 i Euro 2008. Z drugiej jednak nie raz był na bakier z dyscypliną podczas zgrupowań kadry
Artur Boruc to z jednej strony fantastyczny bramkarz, co udowodnił na mundialu 2006 i Euro 2008. Z drugiej jednak nie raz był na bakier z dyscypliną podczas zgrupowań kadry Damian Kosciesza
Alkoholowa libacja na niedawnym zgrupowaniu reprezentacji Polski to tak naprawdę... małe piwo przy tym, co piłkarze wyprawiali w przeszłości. Swoje pięć minut miał nawet obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek, który m.in. szczekał na dziennikarzy.

Trzeba zaznaczyć, że picie i orgie z udziałem prostytutek nie są wyłącznie polską przypadłością, bo zdarzały się nawet w tak zasłużonych futbolowo nacjach, jak Anglia, Francja, czy Niemcy. Podobnie, jak ustawianie meczów - tu wystarczy przypomnieć włoską aferę Calciopoli.

Alkohol to tylko pretekst

Trzymając się jednak polskiego podwórka trzeba przyznać, że picie alkoholu ma wśród piłkarzy długą (choć niekoniecznie chlubną) tradycję. Pierwszy głośny skandal miał miejsce w 1936 roku, gdy nasz najlepszy wówczas zawodnik Ernest Wilimowski został wyrzucony z kadry na igrzyska w Berlinie. Powód? Kilka miesięcy wcześniej mocno zabalował w jednej z katowickich knajp. Tak naprawdę był to tylko pretekst, bo poszło ponoć o to, że piłkarz wziął pieniądze za grę, co było sprzeczne z ideą olimpizmu. Informacja poszła jednak w świat.

Podobnie, jak informacja o piciu wina w samolocie (jesienią 2010 roku) którego efektem było wyrzucenie z kadry Michała Żewłakowa i Artura Boruca. Wówczas również mówiło się, że selekcjoner Franciszek Smuda szukał pretekstu, choć trzeba dodać, że w przypadku Boruca nie był to pierwszy raz. Latem 2008 roku został zawieszony (razem z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim) za pijaństwo na zgrupowaniu we Lwowie. Jego nazwisko pojawiło się też przy okazji niedawnej afery w Warszawie.

Bez Józka nie lecimy

Z reprezentacji, tuż przed Euro 2012, wyleciał Sławomir Peszko, który nie dość, że się upił, to jeszcze napadł na taksówkarza (grał wówczas w FC Koeln), a w efekcie spędził noc w niemieckiej izbie wytrzeźwień.

Najgłośniejsza alkoholowa afera w historii polskiej piłki miała jednak miejsce 32 lata wcześniej, na warszawskim Okęciu. Tuż przed odlotem kadry na Maltę okazało się, że bramkarz Józef Młynarczyk jest mocno... zmęczony. Ryszard Kulesza chciał zostawić go w domu, ale w obronie kolegi stanęli Zbigniew Boniek, Stanisław Terlecki i Władysław Żmuda, a selekcjoner ugiął się pod naciskiem. Bezwzględne okazały się za to ówczesne władze PZPN, bo cała czwórka ukarana została wielomiesięcznymi dyskwalifikacjami. Posadę stracił również Kulesza.

Najgorzej wyszedł na tym wszystkim Terlecki, który już nigdy więcej nie zagrał w reprezentacji. Pozostałej trójce złagodzono kary i w 1982 roku wywalczyli z Polską trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii.

Szczekając na kapusiów

Dwaj uczestnicy zajścia na Okęciu już wcześniej dali się poznać, jako typy mocno niepokorne, bo Boniek i Terlecki zasłynęli swojego czasu szczekaniem na dziennikarzy (miał to być komentarz do jakości ich pracy). Po latach znaleźli również naśladowców. W 2002 roku, gdy podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii doszło do otwartej wojny pomiędzy piłkarzami, a przedstawicielami mediów. Piotr Świerczewski omal nie pobił się wówczas z reporterem „Super Expressu” Cezarym Kowalskim, a pod adresem dziennikarzy padały okrzyki: „kapusie” i „pedały”.

Wściekłość, ale na działaczy PZPN, wyartykułowali za to Wojciech Kowalczyk, Andrzej Juskowiak i Tomasz Iwan. W 1996 roku cała trójka zrezygnowała z gry w kadrze. Powodem miały być skandaliczne warunki na zgrupowaniu w Moskwie.

Przymiarka ubrań

Picie alkoholu to nie jedyna rozrywka piłkarzy podczas zgrupowań. Wiosna 2011 roku, przed towarzyskim meczem z Litwą, sześciu kadrowiczów postanowiło umilić sobie czas... mierzeniem ubrań w ekskluzywnym poznańskim hotelu (900 zł za dobę). Tak to przynajmniej później tłumaczyli, gdy do mediów przedostała się informacja o ich wycieczce. Towarzyszące im panie miały być hostessami, które... pomagały im w przymiarkach. Trzeba przyznać, że już samo tłumaczenie brzmiało mało poważnie...

Niedziela cudów

Mało poważnie wyglądała również końcówka ligowego sezonu 1992/93. O mistrzostwo Polski walczyły Legia Warszawa i ŁKS, a o losach tej rywalizacji miał przesądzić bilans bramek. Jedni i drudzy urządzili więc sobie ostre strzelanie w ostatniej kolejce. ŁKS rozgromił u siebie 7:1 Olimpię Poznań, ale tytuł zgarnęła Legia, która wygrała w Krakowie z Wisłą 6:0. Korupcji nikomu nie udowodniono, jednak PZPN postanowił anulować wyniki meczów obu drużyn i przyznać tytuł Lechowi Poznań.

Była to tak naprawdę tylko uwertura do tego, co wydarzyło się dekadę później.

Stado baranów

- To tylko jedna czarna owca - zapewniał wiosną 2005 roku prezes PZPN Michał Listkiewicz po aresztowaniu za korupcję sędziego Antoniego Fijarczyka. Szybko okazało się jednak, że mamy do czynienia z wielkim stadem baranów, bo zamieszani w ten proceder byli nie tylko sędziowie, ale również działacze, trenerzy i piłkarze. W śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Apelacyjną we Wrocławiu do tej pory oskarżono łącznie ponad 600 osób, a skazano prawie 500.

Atak na „niezależność”

A, że ryba psuje się ponoć od głowy, więc do skóry władzom PZPN próbowali dobrać się swojego czasu ministrowie sportu. Najpierw Jacek Dębski, który w 1998 roku zawiesił prezesa Mariana Dziurowicza, wprowadzając do związku kuratora. W 2007 roku na podobny ruch zdecydował się Tomasz Lipiec. Obaj odbili się jednak od ściany, bo w obronie „niezależności” PZPN stanowczo występowały FIFA i UEFA, grożąc Polsce wykluczeniem z międzynarodowej rywalizacji. Szkoda, bo obaj ministrowie mieli swoje powody, o czym przekonaliśmy się w 2011 roku, gdy z powodu podejrzenia korupcji z PZPN musiał pożegnać się wieloletni sekretarz generalny Zdzisław Kręcina.

Premia, której nikt nie widział

Z kolegami z reprezentacji Kazimierza Górskiego pożegnał się za to Robert Gadocha, jeden z bohaterów pamiętnego mundialu w 1974 roku. Wówczas to, przed ostatnim meczem grupowym z Włochami, skrzydłowy Legii dostał ponoć od Argentyńczyków 18 tysięcy dolarów premii motywacyjnej. Chodziło o to, by pewni już awansu biało-czerwoni nie odpuścili rywalowi, pomagając tym samym drużynie z Ameryki Płd. Polska faktycznie wygrała 2:1 i Argentyna też wyszła z grupy. Sęk w tym, że koledzy Gadochy dowiedzieli się o wszystkim dopiero po latach, bo ten „zapomniał” się z nimi podzielić. On sam zarzeka się, że nie wziął żadnych pieniędzy, ale mało kto mu wierzy.

Co się stało z próbką B

Podobnie, jak mało kto dziś wierzy, że za ostatnim polskim olimpijskim medalem w grach zespołowych mogło stać niedozwolone wspomaganie. W 1992 roku reprezentacja Janusza Wójcika wywalczyła srebrne krążki w Barcelonie. Tuż przed igrzyskami na zażywaniu dopingu wpadli jednak trzej kadrowicze: Piotr Świerczewski, Aleksander Kłak i Dariusz Koseła. Próbka A wykazała u całej trójki podwyższony poziom testosteronu. Próbki B nigdy za to nie przebadano. Test powtórzono po kilkunastu dniach i tym razem wszyscy byli już rzecz jasna „czyści”. Dziś taki numer by nie przeszedł.

Gdzie jest orzeł...

Przy tym wszystkim całkiem już niewinnie wygląda próba usunięcia jesienią 2011 roku polskiego godła z reprezentacyjnych koszulek i zastąpienia go komercyjnym logotypem. Tym bardziej, że na ówczesne władze PZPN spadła za to lawina krytyki i działacze szybko się z tego pomysłu wycofali. Niesmak jednak pozostał.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
kibic
Zapomniał autor opisać próbę sprzedaży meczu przez piłkarza Adama K. z Zawiszy . Tylko komu ? On zdyskwalifikowany, że chciał sprzedać a kupującego nie znaleziono. Mecz był z Widzewem a Boniek był na Leśnym wówczas ale dlatego że przyjechał do ... rodziców a nie Adama K.
Takie tam polskie tradycje.
I ci ludzie nazywają nas bandziorami i chcą zrobić porządek w polskiej kopanej.
Oni sami z sobą sobie nie radzą.
Może ci porządni opowiedzą o swoich latach .. szkolnych. obecna dzieciarnia przy nich to ... aniołki
Może jakąś epopeję o Listkiewiczu - sędzia z niego był słowny i sumienny.
Była taka drużyna jak Miliarder Pniewy a magazyny miała ....
Temat Zawiszy, wpompowanych pieniędzy, mieszkania i innych spraw będzie zamieciony. Ważne że na trybunach są bandyci i to ich wina
Ręka rękę myje prawda panowie politycy!?!
o
olo
Godna reprezentacja społeczeństwa
o
owczy pęd
Nie brakuje idiotów, którzy bez mrugnięcia zapłacą każdą kwotę aby być cool i mieć o czym rozmawiać. A tzw "sportowcy" charakterze bożków mogą zarabiać dziesiątki lub setki milionów.
Osoby wybitnie zdolne, dokonujące odkryć naukowych mogą im chodzić do sklepu po piwo albo kondomy. Dla ciemnego luda są oni zwykłymi głupimi ciulami, którzy nie potrafią zadbać o swój portfel. Liczą się diler handlujący koksem, "praczka" piorąca pieniądze, bożek biegający po boisku, "zapinaczka", którą aktualnie zapina bożek zwana też celebrytką, itp.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski