Dawna stadnina koni, a potem owczarnia w Fordonie zamieniła się w cuchnący i niebezpieczny śmietnik. Interesował się nią Urząd Miasta, ale bez specjalnych efektów. Do wczoraj.
Teren jest wielkości dwóch kortów tenisowych. Stoją tu trzy rudery, z których jedna kiedyś była stajnią. Trzymano w niej także owce. W środku leżą jeszcze sterty starego siana. Na podłodze śmietnik - wala się tu wszystko, łącznie z korytkiem do pojenia z imieniem jednej z dawnych podopiecznych - „Saly”.
Bezdomni przychodzą nocą
Teren jest otoczony dziurawym płotem. Wejść można bez większego problemu.
Obok jednej z ruin leży sterta połamanych płyt eternitowych. Parę metrów dalej - wystający z ziemi przewód elektryczny. Potłuczone kubki, zgniecione puszki, krzesła. W trzeciej budzie rozbita lodówka i kanapa.
Wokół śmietniska wyrasta osiedle domków jednorodzinnych. Mieszkańcy, których spotykam, mówią:
- Naprawdę nie wiemy, czyje to jest i kto za ten śmietnik ma odpowiadać. To, że wieczorami wyrzucają tu śmieci, kilka razy widzieliśmy. Bezdomni lubią tu nocować.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173709" sub="Rozbite płyty eternitowe, odłamki szkła, hałdy śmieci - urzędnicy wreszcie zainteresowali się tym śmietnikiem. Fot. Tadeusz Pawłowski">
- Obszar ten rzeczywiście był kiedyś wykorzystywany przez Związek Harcerstwa Polskiego, ale nigdy nie był naszą własnością. Dzierżawiliśmy go tylko - mówi Maciej Sas, rzecznik Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej ZHP w Bydgoszczy. - Ale było to co najmniej kilkanaście lat temu.
Dwadzieścia metrów od resztek płotu dawnej owczarni stoi budynek Szkoły Podstawowej nr 9. - Nie mamy sygnałów, żeby dzieci tam wchodziły. Żadnych incydentów dotąd nie było - mówi Hanna Gliniecka, wicedyrektorka placówki.
<!** reklama>
Okazuje się, że byłą owczarnią zainteresował się także jeden z radnych. Zgłosił interpelację podczas kwietniowej sesji Rady Miasta.
- 4 maja byliśmy na oględzinach tego terenu - mówi Grzegorz Boroń, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarski Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Wówczas pracowali tam pracownicy firmy, która zajmuje się usuwaniem z zabudowań eternitowych pokryć dachowych. Właściciel został zobowiązany także do zabezpieczenia budynków. Więc wszystkie działania wciąż się toczą.
Wiedzieli tylko o bramie
O stanie obiektu Urząd Miasta zawiadomił Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego oraz Powiatowy Inspektorat Sanitarny. Jak mówi Grzegorz Boroń, teren jest stale monitorowany przez straż miejską.
- Mieliśmy tylko jedno zgłoszenie - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskiej straży miejskiej. - Dotyczyło ono niebezpiecznej luźnej bramy wjazdowej na posesję. Ustaliliśmy wówczas jednodniowy termin usunięcia bramy i właściciel go dotrzymał.
Grzegorz Boroń mówi, że właściciela można zmusić do likwidacji wysypiska na jego terenie, ale jest to zadanie straży miejskiej.
- Takimi posesjami zawsze ktoś się interesuje, zawsze są chętni do podrzucenia śmieci. Nie możemy skłonić właściciela do ogrodzenia terenu, o ile nie jest niebezpieczny dla zdrowia i życia ludzi - mówi Arkadiusz Bereszyński.
Wczoraj po południu na miejsce udał się patrol straży miejskiej.
Do sprawy wrócimy.