Ruszają codziennie między siódmą a ósmą rano. Z Roncesvalles, z Pamplony, Burgos, Sahagun, Ponferrady... Sznur ludzi idących na zachód. Niezależnie od pogody i pory roku. Dzisiaj też są na szlaku.
<!** Image 2 align=right alt="Image 105380" sub="Ogromny pomnik idącego pielgrzyma na zejściu
z O’Cebreiro. Mijający go peregrinos mają w tym momencie za sobą około 630 kilometrów Camino Frances. Zaczynają schodzić, do Santiago już tak wysokich gór nie będzie.">To historia sięgająca wczesnego średniowiecza. Czasów, gdy w Hiszpanii zajętej przez Arabów ścierały się dwie cywilizacje, a wyzwolenie spod panowania Maurów miało ogromne znaczenie dla całej Europy. Mówi się, że podczas wygranej przez chrześcijan bitwy pod Clavijo w 844 r. ukazał się św. Jakub, patron krucjat przeciw Maurom. Jego cudowne wsparcie przeważyć miało szalę zwycięstwa. Stąd jego przydomek Matamoros (Pogromca Maurów).
Niektórzy naukowcy twierdzą jednak, że tej bitwy nie było, że to tylko legenda. Legendą jednak bez wątpienia nie jest to, jaki ta powtarzana przez pokolenia historia wywołała efekt. Cała Europa ruszyła dziękować świętemu. Uznaje się, że w średniowieczu na szlaku do grobu świętego w Santiago de Compostela spotykało się rocznie nawet pół miliona ludzi! A pamiętajmy, że Europa liczyła wówczas około 20 mln mieszkańców. Zatem był to naprawdę ruch masowy. Stać musiała za nim jakaś potężna siła.
<!** reklama>Pielgrzymi, na tym szlaku nazywani peregrinos, szli także z Polski. Gdzie Hiszpania, a gdzie Polska!? Widać, kiedyś, gdy nie było samochodów, samolotów i pociągów, Europa była jakby mniejsza. Bardziej dostępna. Nie musiała się „jednoczyć”, była spójną całością.
Jakie ta historia może mieć znaczenie w zagonionym XXI w.?
<!** Image 3 align=left alt="Image 105380" sub="Latarnia morska Finisterra i kamień zero kończący szlak, którym w średnio-wieczu podążano na koniec świata. Niektórzy peregrinos nie przerywają piel-grzymki pod katedrą w Santiago, lecz idą jeszcze 90 km do tego miejsca. ">Ci, którzy dzisiaj są na Camino, czyli w Drodze, znają tysiące odpowiedzi. Może to ukłon w stronę wspólnej historii, może
odtrutka na cywilizację,
a może tylko zaspokojenie potrzeby wrażeń estetycznych, bo - co by nie mówić - nadany w średniowieczu tytuł „Najpiękniejszej Drogi Świata” jest aktualny do dziś.
Co roku przybywa na niej peregrinos z Polski. Fala popularności Drogi, uznanej przez Radę Europy za najważniejszy szlak kulturowy naszego kontynentu, właśnie dociera do naszego kraju. Za zachodnią granicą, w Niemczech, wydaje się masę przewodników po „Jakobs-weg”. U nas pojawiają się pierwsze publikacje na ten temat, działają poświęcone Drodze strony internetowe. Wyznaczane są, a w zasadzie odtwarzane, szlaki, chociażby Camino Polaco biegnący przez Olsztyn, Toruń i Poznań. Pierwsi polscy śmiałkowie przeszli już Drogę, tak jak nakazuje tradycja, od drzwi własnego domu, z małym kamykiem w kieszeni, symbolizującym grzechy i słabości. Droga z Polski zajmowała im około 4 miesięcy. Bez wątpienia, najpiękniejszych miesięcy w życiu.
Ale najważniejszy i najpopularniejszy jest 800-kilometrowy odcinek, zwany Drogą Francuską, Camino Frances, od St. Jean Pied-de-Port, miasteczka we francuskich Pirenejach, do wspaniałego Santiago de Compostela na zachodnim skraju kontynentu, w hiszpańskiej Galicji.
- We Francji jest też pięknie - zapewnia Bernadette Diallo, z którą zaprzyjaźniliśmy się na szlaku i cały czas, dzięki mej żonie władającej francuskim, utrzymujemy kontakt przez Internet. - Idziemy z mężem z Puy. Ale dopiero w Hiszpanii jest... najpiękniej. I... najtaniej.
<!** Image 4 align=right alt="Image 105380" sub="Żółte strzałki czasem giną pośród zieleni. Ich odnalezienie zawsze cieszy - jesteśmy ciągle na szlaku.">Kogo spotyka się na szlaku? Zwykle ludzi młodych, po studiach, szukających swego miejsca w świecie. Mniej osób koło trzydziestki, bo - jak żartują peregrinos - ludzie w tym wieku zwykle walczą o tak zwaną kasę i robią tak zwaną karierę. - Otrząsną się z tego za kilka lat i wtedy tu trafią - przekonuje Anton Rieger ze Sztutgartu, koło pięćdziesiątki, który zdecydował się na marsz, mimo potężnej nadwagi. - Zrzucę parę kilo - mówi z uśmiechem, klepiąc się po brzuchu, pod którym wisi torebka z przewodnikiem i zdjęciami całej rodziny.
Rzeczywiście, na Drodze sporo czterdziestolatków, często par małżeńskich. Wiele też osób świeżo na emeryturze. - Gdy tylko Ibrahima skończył pracę we France Telekom, - wspomina Bernadette - a była to praca dość paskudna i miał jej już naprawdę dość, natychmiast ruszyliśmy do Santiago. Teraz, po dwóch latach, idziemy drugi raz.
Camino w żaden sposób nie przypomina polskiej pielgrzymki do Częstochowy. Wszystko sprzyja tu indywidualnemu marszowi. W swoim tempie, z przystankami wtedy, kiedy przyjdzie na to ochota, w barach, które akurat czymś nas zaintrygowały. Każdy zatrzymać się może gdzie chce, bo schronisk, zwanych albergue albo refugio, jest tyle, że trzeba bodaj z 10 razy przejść Drogę, by poznać wszystkie. A i tak powstają kolejne. Dzięki bogactwu możliwości wyboru nie widzi się i nie spotyka ciągle tych samych ludzi. Po prostu zatrzymali się w innym schronisku, a spotkani po 3 dniach stają się dawno niewidzianymi, najlepszymi kumplami: - Hola! Znamy się z Roncesvalles, spałeś pode mną. I chrapałeś, skubańcu!
Nawiązywanie kontaktów jest proste nawet dla osób nieznających ani trochę języków obcych. Polka spotkana na trasie najcieplej wypowiadała się o Dunce, z którą porozumiewały się głównie gestem i spojrzeniem, ciesząc się tym jak dzieci. Zresztą, o jakich skomplikowanych problemach mielibyśmy dyskutować, objadając się klasyczną włoską pastą i pijąc szklankami wino tinto przy wspólnym stole? Tu o kryzysie i jego konsekwencjach nikt nie mówi. Temat ten został po tamtej stronie Pirenejów. Ceny schronisk nie skoczyły z powodu krachów giełdowych raptownie w górę. Od 3 do 8 euro za noc, to nie jest chyba zbyt drogo?
<!** Image 5 alt="Image 105380" sub="Trasa Camino Frances, najbardziej popularnego dzisiaj i przed wiekami, blisko 800-kilometrowego fragmentu Caminos, czyli zespołu dróg wiodących z całej Europy do Santiago de Compostela.">Nie mówi się też o religii. Choć to pielgrzymka,
nikt nie pyta o wyznanie
i przekonania. Dla celów statystycznych w Roncesvalles każdy peregrino otrzymuje ankietę do wypełnienia. Zwykle uczestnicy pielgrzymki określają jej powód jako „spirytualny”. Kryje się tu wiele motywacji duchowych, które łączą zarówno głęboko wierzącego katolika, jak i protestanta, a nawet buddystę. Nikt tu nikogo nie zmusza do udziału w mszach świętych, choć - jeśli tylko chcemy - mamy ku temu okazji co niemiara i to często w świątyniach z XII-w., które powstały za sprawą biegnącego tu szlaku i służyły duchowej „obsłudze” pielgrzymów, a także jako schroniska. Tu historię odczuwa się naprawdę, dlatego wielu peregrinos chce wejść w to jeszcze głębiej i posmakować dziejów do samego końca, dlatego idzie w prostych sandałach, z kijem w garści i tykwą na wodę. Jak przed wiekami.
Żądni nowoczesności okupują wieczorami komputery z Internetem - są, ale nie we wszystkich schroniskach. Wielu jednak, nawet zawodowych komputerowców jak Niemiec Anton, który pracuje w tej branży od lat 80., rezygnuje na miesiąc z tego okna na świat. Świat wokół jest nieporównywalnie ciekawszy.
Ktokolwiek przeszedł Camino, nie powie złego słowa o najprostszej czynności, najbliższej człowieczeństwu, która w dzisiejszej dobie przeżywa niebezpieczny dla rozwoju Homo sapiens kryzys - o chodzeniu. Wielogodzinny, codzienny marsz na dystansie od 20 do nawet 50 kilometrów nie jest męczący w takim stopniu, jak wydaje się większości mieszkańców miast, którzy nie wyobrażają sobie spaceru do pobliskiego sklepu, skoro pod domem stoi ich auto.
<!** Image 6 align=left alt="Image 105380" sub="Na Camino wstaje się wcześnie. Co-
dziennie obserwujemy wschód Słońca.">Marsz nie jest też nudny. To mit, który rozpada się w pył już podczas pierwszego etapu Camino, w Pirenejach, gdy dysząc i czując potęgę endorfin, obserwujemy chodzące swobodnie stada owiec z pomalowanymi na czerwono i niebiesko zadami oraz kołujące nad nimi orły. A po 300-400 km człowiek zaczyna rozsmakowywać się w marszu. Dokładnie czuje przesuwający się dostojnie przed oczami świat, zaczyna go bawić ocena odległości i czasu.
- Do tamtych gór dojdziemy dzisiaj, czy mamy je na jutro? Ile to może być? Dyszka? Dwie? - to są pytania, na które szuka się tam odpowiedzi. Konkretne pytania. A ile zajmie nam to czasu? Szybko każdy peregrino przekonuje się, że średnio w ciągu godziny, uwzględniając wszelkie postoje - choćby na nabranie wody z przydrożnych poików - przejdzie 4 km. Korzystając z mapek, widzi ciągle swoją pozycję na trasie. Obserwuje, jakby z góry, swe przemieszczanie, z każdym krokiem bliżej Santiago. Trzeba tylko cierpliwości. Ale tam, na Camino, jakimś cudem nikomu jej nie brakuje.
Na trasie można podziwiać festiwal doskonałego sprzętu turystycznego z całego świata. Idą wszak nie tylko Europejczycy, ale też Amerykanie, Brazylijczycy, Koreańczycy, Kanadyjczycy - długo by wymieniać, aż do... Manuela z Kolumbii, który podczas wspólnej kolacji w Carrion de Los Condes podjadał z różnych stołów, tłumacząc rozbrajająco: - Muszę tyle jeść, bo jestem mały.
Przeważają buty trekkingowe, to znaczy wysokie górskie, często z membraną gore. Ale niektórzy idą w lekkich butach sportowych przeznaczonych do biegania, a nawet w sandałach. Plecaki najczęściej o pojemności 35 litrów, tyle wystarczy, by zmieścić jak najmniejszy śpiwór i absolutnie najważniejsze ciuchy. W schroniskach zawsze można zrobić przepierkę. Gorzej z wysuszeniem bielizny do następnego poranka, stąd często plecaki idących obwieszone są koszulkami i majtkami, które po 8 godzinach marszu w słońcu staną się suche jak pieprz. Wielu używa kijków trekkingowych albo do nordic walking. Rzecz dyskusyjna, można się bez nich obyć. Przed deszczem (a jak w Galicji zacznie lać, to nie ma zmiłuj!) najlepiej chronią peleryny prawie do ziemi. Tylko wtedy nie mokną spodnie, a to ważne, by nie robiło się zimno, - w kolana zwłaszcza! - gdy przed nami jeszcze np. 40 km.
<!** Image 7 align=right alt="Image 105386" sub="Tam daleko w tyle została Pamplona, jedno z większych miast na szlaku">Gdy już człowiek zdecyduje się na taką przygodę jak Camino de Santiago, to zdobycie ekwipunku nie jest problemem. Najtrudniej o czas, bo przejście tej trasy (tym bardziej, gdy dorzucimy jeszcze 90 km do Finisterry, przylądka wchodzącego głęboko w Atlantyk, uznawanego przed wiekami za koniec świata) zajmuje około miesiąca. Pozostaje jeszcze dojazd do początku trasy i powrót z Santiago. Ale od czego są tanie linie lotnicze i rezerwacje na wiele miesięcy naprzód? Jesteśmy Europejczykami, to wszystko jest dla nas dostępne i w sumie proste do zorganizowania. A nagroda jest jedyna w swoim rodzaju: móc wstać z uśmiechem o siódmej i iść. Tak jak oni dzisiaj.
Więcej o Drodze
W Internecie
www.santiago.defi.pl - to adres oficjalnej Strony Polskiego Klubu Camino de Santiago, jest tu wiele informacji o drodze i bardzo aktywne forum.
www.caminodesantiago.pl - ciekawa strona, na której znaleźć można przewodniki internetowe, mapki, wspomnienia tych, którzy Drogę przeszli.
W księgarni
„Pielgrzym” Paulo Coelho - wielu rusza do Santiago po lekturze tej książki, a w trakcie wędrówki dochodzi do wniosku, że nie oddaje ona istoty Drogi.
„Vamos, Peregrino!” Wł. Antkowiaka, PIW 2005. Bardzo ciekawa relacja z Drogi, pozwala poczuć, czym jest ta pielgrzymka.
„Droga do Santiago de Compostela” Lucyny Szomburg, Bernardinum 2006 - wspomnienia głęboko wierzącej osoby.
„Droga św. Jakuba” Stanisława Burdzieja, ks. Wojciecha Miszewskiego i Pawła Rochmana, Toruńskie Wydawnictwo Diecezjalne 2004 - miniprzewodnik po trasie pielgrzymki.
„W drodze do Composteli. Sanktuarium Europy” Ks. D. Madejczyka i M. Gramackiego, Księgarnia św. Wojciecha 2004 - interesująca relacja, sporo zdjęć.
„Santiago de Compostela - Pielgrzymim krokiem” Józefa Bremera SJ, Wydawnictwo WAM - Kraków 2007 - opis drogi wraz z zarysem historycznym, dotyczącym mijanych miejsc.
„Łaska pielgrzymowania. Santiago de Compostela” Adama Bujaka, Biały Kruk - album prezentujący urodę i bogactwo kulturowe Szlaku Św. Jakuba.