Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

35 lat Tadeusza Kobusińskiego w bydgoskim Chemiku

Marcin Karpiński
Urodził się w Grudziądzu, grał w tamtejszym Ruchu. Potem przeprowadził się do Bydgoszczy, a od dwudziestu lat prowadzi drużyny młodzieżowe. Na treningi przychodzą już synowie zawodników, których kiedyś szkolił.

Urodził się w Grudziądzu, grał w tamtejszym Ruchu. Potem przeprowadził się do Bydgoszczy, a od dwudziestu lat prowadzi drużyny młodzieżowe. Na treningi przychodzą już synowie zawodników, których kiedyś szkolił.

<!** Image 3 align=none alt="Image 194983" sub="Podczas „Wakacji z Chemikiem” trenerów Chemika Tadeusza Kobusińskiego (z lewej) i Grzegorza Ibrona (z tyłu, 30 lat w Chemiku) uhonorował prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. Fot.: Tomasz Czachorowski">

Zapewne pamięta Pan czasy, kiedy grał w Chemiku, na boisku w Łęgnowie, w 1977 roku...?

Tak to się zaczęło. Mieliśmy doskonałe warunki do gry. Dwa trawiaste boiska, jedno piaszczyste i mniejsze trawiaste, do tego hala, basen, sauna. Klub miał jednak zapotrzebowanie na wybudowanie dużego stadionu i przeszliśmy na Glinki. Na nowym obiekcie pierwszy mecz rozegraliśmy z bydgoską Polonią. Przykro było tylko patrzeć jak na przestrzeni lat ludzie zaczęli go dewastować. Dziś mamy na szczęście boisko ze sztuczną trawą. Klub funkcjonuje na tyle, na ile go stać.<!** reklama>

A na ile było go stać, kiedy Pan jeszcze uprawiał piłkę nożną?

Graliśmy w drugiej lidze, gdzie był bardzo wysoki poziom i wiele drużyn o których już dawno zapomniano. Choćby Włókniarz Pabianice, Olimpia Poznań, Moto Jelcz Oława, Stal Stocznia Szczecin, ROW Rybnik. To były naprawdę mocne ekipy. Mieliśmy fajne pokolenie zawodników. Skończył się jednak strumień pieniędzy z zakładów pracy i kluby zaczęły ginąć. Chwała zatem ludziom, którzy działali w naszym klubie za to, że Chemik przez te wszystkie lata się utrzymywał.

W późniejszym okresie drużyna rywalizowała w drugiej lidze z ogromnymi szansami na awans...

Było możny sponsor - Weltinex. Przyjeżdżały dobre zespoły, a my chodziliśmy dumni jak paw. Później nastąpił spadek, lecz jak na trzecią ligę mieliśmy dość solidną drużynę. Podejmowano jeszcze kilka prób powrotu do wyższej klasy, lecz zawsze czegoś brakowało. Potem było tylko gorzej. W sporcie na każdym określonym poziomie o wszystkim decydują pieniądze.

Kto Pana namówił do trenerki?

Bogdan Nuckowski i Grzegorz Ibron. Pierwszym zespołem, który prowadziłem samodzielnie był rocznik 1982. Przez sześć lat byłem również trenerem seniorów Gryfa Sicienko. Ale seniorzy to inna bajka, w ogóle mnie tam nie ciągnie, jest tam za dużo zakłamania. Praca z młodzieżą daje więcej satysfakcji i radości.

W przypadku wielu piłkarzy Chemik był znakomitą odskocznią do dalszej kariery. Młodsze pokolenie pamięta Radosława Wróblewskiego i Roberta Bednarka. A starsze? Kogo warto jeszcze wspomnieć?

Mnóstwo graczy podnosiło u nas swoje kwalifikacje, utrzymywało pewien pułap i próbowało szczęścia w innych ośrodkach. Choćby Andrzej Czyżniewski, Stefan Majewski, Paweł Zawadzki, Adam Kensy, Ryszard Ługowski, bracia Jaskulscy, Krzysztof Arndt, Roman Bembnista. Wszystkich nie sposób wymienić. Można byłoby z tych nazwisk stworzyć niezłą drużynę. Myślę, że właśnie naszą rolą była promocja tych graczy. Nie każdy może być przecież klubem silnym i wiodącym. Z kolei te wiodące muszą pamiętać, że ich by nie było, gdyby nie kluby małe, często biedne, które mają również szczęście do wyłapywania i szlifowania talentów.

Czego przykładem może być napastnik reprezentacji Polski Robert Lewandowski...

... na którym nie poznała się kiedyś Legia i swoje kroki skierował do Pruszkowa. A ktoś powie: co to jest Znicz Pruszków...? Nawet i tam, jak widać, można liczyć na pomoc.

Jak Pan tłumaczy regres, który w ostatnich latach dopadł Chemika?

To dotyczy nie tylko nas. Problem sięga znacznie dalej. W Bydgoszczy kilka klubów pracuje z młodzieżą i wydaje się, że szkolenie jest na dobrym poziomie. W drabince mamy wszystkie roczniki. W sumie to kilkadziesiąt zespołów, setki dzieciaków. Tyle, że później gdzieś to się rozmywa i zawodnicy odchodzą do ościennych klubów. Strasznie mnie ta sytuacja denerwuje.

I należałoby tu zadać pytanie - jeśli jest tak dobrze, bo młodzież się garnie do zajęć i infrastruktura jest coraz lepsza, to dlaczego jest tak źle?

Może wszystkim po kolei brakuje cierpliwości i wiary, że może być lepiej. Kiedyś był taki trend, że chłopacy z mniejszych miejscowości szukali swojej szansy w Bydgoszczy. Ostatnio mogliśmy na przykład ściągnąć utalentowanego piętnastoletniego Macieja Kwasigrocha z Fali Świekatowo, lecz jemu było bliżej do... Lecha Poznań. A z takim klubem nie jesteśmy już w stanie konkurować. W dawnych latach zaszczytem było trenować u boku tego czy innego trenera. Ludzie zostali, ale zaszczytów już nie ma.

Rodzice też narzekają. Czy czasy zmieniły się na tyle, że kluby nie są w stanie niczego zapewnić?

Kiedy zaczynałem grać, dostałem z klubu sprzęt i płaciłem symboliczną złotówkę. Dziś rodzic przyprowadza dziecko i od razu pyta: ile to kosztuje? Wiemy, jak to działa w wielu klubach. Ale sport to wciąż najlepsza alternatywa dla młodych ludzi. Trzeba ich jakoś od komputerów i telewizorów odciągnąć. Sport buduje również więzi, uczy, wychowuje, kształtuje charaktery. Wartości niematerialne są równie ważne i warto o tym pamiętać. Dajmy dzieciom możliwość rozwoju, a nie wywieszajmy wszędzie tablic z napisem „zakaz gry w piłkę”. Kiedyś uciekało się do kolegów na podwórko, żeby się ruszać i grać w cokolwiek, na duże i małe bramki. Teraz za smutkiem patrzę, że komputer jest doradcą, wychowawcą, a dzieci nie potrafią nawet biegać.

A czego Panu jeszcze w klubie brakuje?

Więzi, które łączyłyby pokolenia. Kiedyś widywaliśmy się z kolegami przynajmniej na meczach. Dobrze, że powstały chociaż kroniki, na kartkach których opisano wiele wydarzeń i faktów związanych z Chemikiem. Żeby bardziej związać społeczeństwo z tym obiektem, ładnie wpisanym w osiedle, należy takie rzeczy rozwijać.

Jakie są Pana plany na przyszłość?

Wie pan, ja już jestem w takim wieku, że trzeba powoli kończyć, a nie zaczynać... Już kiedyś powiedziałem, że będę trenował dzieciaków tak długo, jak będą mógł im coś jeszcze pokazać. Jeżeli danego zagrania nie będę w stanie wykonać, trzeba będzie żegnać. Są już w klubie następcy, kolejni trenerzy i wychowawcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!