https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"žZaboli, jak będziesz się wyrywała"

Grażyna Ostropolska
Wiesław K., dzierżawca Ośrodka Rekreacji Konnej, należącego do miejskiej spółki LPKiW „Myślęcinek” ma prawomocny wyrok za seksualne molestowanie nieletniej wolontariuszki. - Jak to możliwe, że nadal kontaktuje się zawodowo z naszymi dziećmi? - pytają zaniepokojeni rodzice.

Wiesław K., dzierżawca Ośrodka Rekreacji Konnej, należącego do miejskiej spółki LPKiW „Myślęcinek” ma prawomocny wyrok za seksualne molestowanie nieletniej wolontariuszki. - Jak to możliwe, że nadal kontaktuje się zawodowo z naszymi dziećmi? - pytają zaniepokojeni rodzice.

<!** Image 2 align=left alt="Image 158424" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Ofiara pana K. stara się zapomnieć o traumie sprzed 5 lat. Wtedy pierwszy raz poczuła zły dotyk na swoim ciele. Nie miała nawet 15 lat. Kilka miesięcy później K. ponowił wobec niej lubieżne czyny. To pogłębiło traumę. Dziewczynka próbowała popełnić samobójstwo, podcinając sobie nadgarstki. Prawie pół roku spędziła w klinice psychiatrycznej, lecząc omamy słuchowe, związane ze sprawcą. - Monika trzymała się za uszy i krzyczała: „On do mnie mówi, cały czas mówi! ” - wspomina jej matka. Biegli nie mieli wątpliwości, że to, co dziewczynka mówi, jest prawdą. Wiesław K. konsekwentnie nie przyznawał się do winy. - Ona zmyśla - twierdził. I nadal to powtarza.

Wyrok zapadł w październiku 2009 r., a uprawomocnił się w marcu 2010 r. Wiesław K. nikomu o tym nie powiedział. Miał jeszcze w pamięci słowa byłego prezesa LPKiW Józefa Rogackiego, cytowane w naszej gazecie: „ Jeśli wyrok nie będzie korzystny dla Wiesława K., wówczas podejmiemy decyzję o wycofaniu się ze współpracy z tym panem”. To było 4 lata temu. Sprawa była głośna, bo Wiesław K., wówczas 42-letni,

zasłynął rolą Józefa Piłsudskiego

podczas obchodów Święta Niepodległości. Ubrany w mundur marszałka paradował konno ulicami Bydgoszczy do kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej.

Po krótkiej medialnej burzy zapadła długa cisza, bo sąd utajnił rozprawy, a prezes Rogacki publicznie oznajmił: „Trzymamy się zasady o domniemaniu niewinności”. I można by sądzić, że w tym domniemaniu zarząd LPKiW trwa do dziś, gdyby nie notatka służbowa z 31 sierpnia tego roku ze spotkania prezesa Jacka Habanta (zastąpił na tym stanowisku J. Rogackiego w grudniu ub.r.) z panią P. - Poinformowałam wtedy zarząd spółki o nieprawidłowościach w ORK oraz o skazującym wyroku, ciążącym na jego dzierżawcy - twierdzi kobieta.

<!** reklama>Jacek Habant nie zaprzecza: - Właśnie wtedy dowiedziałem się o prawomocnym orzeczeniu sądu. Teraz prawnicy muszą przejrzeć naszą umowę dzierżawną z Wiesławem K. z 2004 r. i ocenić, czy są w niej zapisy, pozwalające ją zerwać z osobą skazaną - informuje prezes. Sprawę molestowania wolontariuszki zna z gazet, a z Wiesławem K. o procesie nie rozmawiał. - Wiem, że kontaktował się z dzierżawcą mój poprzednik i słyszał, że sprawa jest w toku - dodaje.

Wiesław K. przekonuje, że ani matki dziewczynek, uczących się w ORK jazdy konnej, ani zarząd LPKiW nie mają powodu do niepokoju. - Ja nie prowadzę jazdy, mam od tego instruktorów. Jeżdżę tylko z dorosłymi - zapewnia.

- Zabiera dzieci do bryczki. Mam też film, na którym widać Wiesława K. na padoku, obok konia z dziewczynką - podważa te zapewnienia pani P.

- Ta pani nie jest wiarygodna. Mści się, bo wymówiłem jej pensjonat dla konia - oburza się pan K. Twierdzi, że wskutek skarg pani P. nękają go różne kontrole: - Byli w ORK inspektorzy z PIP, miałem tu kontrolę weterynaryjną i z nadzoru budowlanego, sprawdzali mnie Animalsi i strażacy. Żadna z tych służb nie stwierdziła naruszeń prawa - pokazuje stos protokołów. I zapowiada, że pani P. karnie za to odpowie, bo oskarżył ją o

złośliwe nękanie.

- Nie jest przecież nękaniem zawiadomienie o niszczeniu gniazd z młodymi jaskółkami, bo to czyn karalny ani zawiadomienie straży o zaniedbaniach przeciwpożarowych, bo to obywatelski obowiazek - broni się kobieta. Oskarża dzierżawcę o złe traktowanie zwierząt. - Zagroził też zdrowiu i życiu mojej córki. Wprowadził do padoka, gdzie ćwiczyła, stado koni, i chwilę później sam tam próbował wjechać traktorem. Koń mógł się spłoszyć, zrzucić córkę.

Wiesław K. przyznaje, że sceny, które pani P. sfilmowała, miały miejsce, ale ich tło było inne: - Prosiłem córkę pani P., by zeszła z padoka, bo muszę go przygotować do nauki konnej jazdy. Odmówiła, a potem wtrąciła się jej matka... Ale żadnego zagrożenia tam nie było i koń się nie spłoszył - zapewnia.Równie chętnie zapewnia o swojej niewinności w sprawie molestowania nieletniej Moniki: - To była zemsta wolontariuszki, którą wyrzuciłem z ośrodka - powtarza. Odwoływał się od wyroku - Niestety, mojej apelacji nie uwzględniono, bo coś tam, coś tam... - mówi - więc machnąłem na to ręką, bo w Polsce nie ma sprawiedliwości.

K. twierdzi, że ma nagrany za pomocą telefonu komórkowego film, który potwierdza jego wersję, ale sąd nie uznał go za dowód na jego niewinność. Opowiada o Monice brzydkie rzeczy, choć nie ma na to żadnych dowodów. - Psuje biednej dziewczynie opinię, by bronić siebie w naszych oczach - uważa pani P., która też te kłamstwa słyszała.

Wiesław K. zauważa, że sąd nie wydał mu zakazu pracy w ORK i wcale go to nie dziwi. - Równie dobrze mógł mi zakazać prowadzenia sklepu spożywczego (K. ma sklep w mieście, przyp. red.), bo tam też przychodzą dzieci - upraszcza problem.

O wyroku, który dostał pan K., dowiadują się matki nieletnich amazonek. Jedne ogarnia strach, inne gotowe są pisać oświadczenia w jego obronie. Pytamy prezesa LPKiW, co by zrobił, gdyby o konnej jeździe w zarządzanym przez Wiesław K. ośrodku zamarzyła jego małoletnia córka.

- Nie mam córki, ale gdybym ją miał i znał wyrok, pewnie bym się nad decyzją zastanowił i skonsultował z żoną - odpowiada Jacek Habant.

- A nam się pobłażanie dla skazanego za seksualne molestowanie nieletniej bardzo nie podoba - zgodnie twierdzą pani P. i matka Moniki. - O wyroku poinformowany został prezydent Bydgoszczy, co nie przeszkodziło mu firmować zorganizowanych przez Wiesława K. we wrześniu zawodów konnych o

Puchar Prezydenta

- oburzaja się obie panie i dodają: - To wygląda na jawne poparcie pana K. oraz lekceważenie sądowego wyroku. A tak władzom miasta robić się nie godzi.

Monikę trudno jest namówić na wspomnienia. Sąd przesłuchiwał ją w domu, bo takie były zalecenia psychiatrów. Paroletnia terapia sprawiła, że wyrzuciła zło z pamięci. Teraz pamięć wraca, bo 20-letniej dziś dziewczynie przyświeca ważki cel. - Nie chcę, by to, co ja wtedy przeżyłam, spotkało inne dzieci, więc o tym opowiem - mówi.

Jest śliczną kobietą o delikatnych rysach i smutnych oczach, nieśmiałą i kochającą konie. Od najmłodszych lat była wolontariuszką w Bydgoskim Towarzystwie Hipoterapii. Miało ono swoją siedzibę w ORK, ale gdy K. przejął jego dzierżawę, musiało się wyprowadzić. 14-letnia wówczas Monika pozostała w ORK. W zamian za czyszczenie koni mogła na nich pojeździć. Takie wolontariuszki były cztery, ale pan K. ją sobie upodobał. Tak zapamiętała jego pierwszy zły dotyk: - Kazał mi usiąść w jego biurze przy komputerze i przygotować formularze na konne zawody. Tłumaczył, że na komputerze się nie zna i potrzebna mu jest moja pomoc. A potem zamknął drzwi na klucz i....

Monika nie może o tym mówić, więc sięgamy po wyrok: „W biurze dopuścił się innej czynności seksualnej wobec małoletniej, poprzez wkładanie rąk pod bluzkę, odpinanie stanika i dotykanie jej piersi”.

- Ja krzyczałam, ale nikt nie słyszał, bo na zewnątrz pracowały maszyny. Wyrwałam się, chciałam wyjść, ale drzwi były zamknięte - wspomina dziewczyna. Uratował ją widok instruktora za oknem. Szedł do biura, więc K. ją zostawił. - Kazał mi siedzieć cicho przy komputerze i pisać - relacjonuje Monika. Potem K. wyszedł z instruktorem do pubu i kazał jej na siebie czekać. Uciekła. Opowiedziała koleżankom, co się stało. Były w szoku. Jedna z nich poinformowała o tym zdarzeniu instruktora jazdy. Poradził dziewczynom, żeby

trzymały się razem,

nie dały rozdzielić. - Ja pana K. unikałam, a pracownicy ORK mi w tym pomagali. Robili wszystko, bym nie została z nim sam na sam - wspomina Monika. Prawie pół roku miała spokój, ale w styczniu 2006 r. znów przeszła traumę. „Dotykał jej piersi, chwycił pokrzywdzoną za brzuch i ścisnął go mówiąc, że będzie bolało, gdy będzie się wyrywać” - to sądowy opis drugiego zdarzenia.

Trzecie było podobne. - Wracałam z toalety, a on tam stał. Kazał mi zgasić światła w pomieszczeniu do hipoterapii i na hali. Gdy to zrobiłam, chwycił mnie i zaczął mnie rozbierć, blokując moje nogi swoimi.... - wspomina Monika. Wyrwała się, pobiegła do koleżanek i wykrzyczała: „Nigdy więcej!” Myślała, że da sobie z tymi przeżyciami radę. Nie dała. Zamknęła się przed światem, szkołą, chciała z sobą skończyć. Matka dowiedziała się o molestowaniu Moniki od jej koleżanki. Zaczęła się żmudna terapia. Najpierw klinika psychiatryczna, potem terapia indywidualna. - Na wyjście z tego potrzeba wielu lat - mówiła w sądzie biegła. Monika już wie, że miała rację.

 

Paragraf

Przestępstwa przeciwko wolności seksualnej

 

  • Art. 197 Kodeksu karnego stanowi: „Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12. Jeżeli sprawca doprowadza inną osobę do poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat”.
  • Art 200 Kk przewiduje karę pozbawienia wolności od 2 do 12 lat dla tego, „kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania.
  • Wiesław K. popełnił przestępstwa z obu artykułów Kk. Sąd wymierzył mu łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata i 1000 zł grzywny.

 

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski