https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie przy urnie

Andrzej Suliński
No i jesteśmy po wyborach. A właściwie to znowu przed. Bo w naszym kraju czas płynie od jednego głosowania do drugiego. Jak nie wybieramy radnych, to burmistrzów, wójtów albo prezydentów. Jak nie posłów czy senatorów, to znowu prezydenta kraju lub eurodeputowanych do parlamentu w Brukseli. Ale myliłby się ten, kto myśli, że to już wszystkie wybory.

No i jesteśmy po wyborach. A właściwie to znowu przed. Bo w naszym kraju czas płynie od jednego głosowania do drugiego. Jak nie wybieramy radnych, to burmistrzów, wójtów albo prezydentów. Jak nie posłów czy senatorów, to znowu prezydenta kraju lub eurodeputowanych do parlamentu w Brukseli. Ale myliłby się ten, kto myśli, że to już wszystkie wybory.

<!** Image 2 alt="Image 151855" sub="Tegoroczne wybory prezydenckie będą kosztowały ponad 120 mln zł. Zgodnie z ordynacją wyborczą, koszty te pokrywane są z kieszeni podatników Fot. Archiwum">Są jeszcze bowiem wybory do rad osiedlowych (słyszał ktoś o takich?), no i wybory sołtysów. A każde wybory to pieniądze. Na kampanie, na plakaty, na ulotki, na spoty w mediach, na wynajęcie lokali wyborczych, na diety dla członków komisji, na drukowanie kart do głosowania i na kwiaty, które się przy urnie czasami jeszcze wręcza 18-latkom pierwszy raz wrzucającym kartkę do urny.

***

Wiele lat temu zdarzyło mi się zasiadać w komisji wyborczej. Będę to wspominał do końca życia, bo to, co wtedy widziałem i przeżyłem, wydawało mi się czymś niepojętym, a okazało się, że tak jest zawsze i wszędzie. Pierwsze, co mnie wtedy zaskoczyło, to liczenie kart przed głosowaniem. Było nas w tej komisji kilku. Spotkaliśmy się w przeddzień wyborów. Przeliczyliśmy wszystko raz, drugi, trzeci. Liczbę kart wpisaliśmy do protokołu i z czystym sumieniem poszliśmy do domu.

<!** reklama>Następnego dnia, już przed zamknięciem lokalu wyborczego ponownie wzięliśmy się do liczenia. No i tu pojawił się problem. Bo liczba kart, które wcześniej przeliczyliśmy, w żaden sposób nie chciała się zgadzać z tymi, które wydano i które zostały. Co gorsza, za każdym kolejnym liczeniem wychodziły nam inne sumy. O tym, co zrobiliśmy, żeby te karty się jednak zgadzały, nie napiszę, bo choć to dawno było, to jednak do tej pory boję się, że mnie ktoś o sfałszowanie wyborów posądzi. Wszyscy jednak poczuliśmy wielką ulgę i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku podjechaliśmy w nocy oddać to wszystko do ratusza.

***

Kolejnym zaskoczeniem, które spotkało mnie w lokalu wyborczym, były... zdolności artystyczne wyborców. Bo to, co oni rysowali na kartach do głosowania, jakie komentarze dopisywali i jak nieudolnie te krzyżyki przy nazwiskach stawiali, to opowiedzieć się nie da. To trzeba by było zobaczyć. Wielokrotnie później zastanawiałem się, dlaczego komuś chce się wychodzić w piękny niedzielny dzień, iść kawał drogi do lokalu wyborczego, czekać w kolejce po kartę, a po wejściu za kotarę narysować na niej jakiś głupi rysunek albo w krótkich żołnierskich słowach wyładować swoją złość na jakiegoś kandydata i wrzucić to później do urny.

Najważniejszym atutem zasiadania w komisji wyborczej są jednak pieniądze. Nie ma bowiem chyba innej „fuchy” w naszym kraju, za którą tak dobrze by się płaciło. W tym roku - w zależności od tego, kto w jakiej komisji zasiadał i kim tam był - dostać mógł od 135 do 245 złotych. Oczywiście netto. Za moich czasów dostawało się sporo mniej, ale i tak pamiętam, jak pojawiłem się przy kasie w ratuszu, a tam kolejka była taka, jak - nie przymierzając - ogonek po zasiłki i dary z MOPS-u.

Za dwa tygodnie czekają nas kolejne wybory. Znów będzie liczenie, rysowanie, głosowanie i czekanie na wieczór wyborczy w telewizji, gdzie krótko po godzinie 20 okaże się, kto przez kolejne pięć lat będzie głową naszego państwa. A następnego dnia przed kasą w urzędzie ustawi się kolejka chętnych po diety, którzy głośno zastanawiać się będą nad terminem następnych, tym razem jesiennych wyborów.

Czekamy na Sygnały

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski