- Nie jestem złym człowiekiem, to był nieszczęśliwy wypadek - tak tłumaczy swoje postępowanie belgijski piłkarz Axel Witsel, który w niedzielę wieczorem złamał nogę Marcinowi Wasilewskiemu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 130591" sub="26 minuta niedzielnego meczu Anderlecht Bruksela - Standard Liege (1:1). Pomocnik gości (czerwony strój) Axel Witsel brutalnie fauluje reprezentanta Polski Marcina Wasilewskiego. /Fot. EPA">Takich koszmarnych wypadków, jak Marcina Wasilewskiego w historii futbolu było już wiele. Niektóre wynikały z brutalnej gry, inne z ferworu walki, a jeszcze inne z przypadkowości i nieszczęśliwego trafu.
„Legendarny” już faul z półfinału mundialu w Meksyku (1986) niemieckiego bramkarza Haralda Schumachera na francuskim libero Patricku Battistonie.
Sędzia nie odgwizdał nawet przewinienia, a Francuzowi trzeba było podawać tlen, bo nie dawał oznak życia. Jeden z jego kolegów był pewny, że Battiston nie żyje, bo nie miał pulsu i był trupio blady. Stracił przy tej okazji trzy zęby.
Słynne jest zdarzenie z ligi angielskiej. Roy Keane opisał je w swojej autobiografii jako zamierzoną zemstę. W 1997 roku Keane zaatakował grającego w barwach Leeds Alf Inge Haalanda i... doznał przy tym kontuzji. Haaland stwierdził, że Keane symulował, próbujący wymusić rzut karny i samemu uniknąć kary za faul.
<!** reklama>Cztery lata później, kiedy Norweg grał już w ManCity, Keane uderzył ponownie. Tym razem skutecznie. Został wprawdzie za to ukarany CzK, zawieszeniem na pięć meczów i grzywną w wysokości 150 tys. funtów, ale de facto zakończył w ten sposób karierę Haalanda.
Djibril Cisse w swoim pierwszym sezonie w Liverpoolu po rozegraniu 19 meczów doznał przerażającej kontuzji. W listopadzie 2004 roku w meczu z Blackburn po ataku Jasona McEveleya jego noga niemal złamała się na pół. Cisse ujawnił potem, że groziła mu nawet amputacja. Rzeczywiście, wyglądało to przerażająco.
Zdecydowanie najgorsza kontuzja roku, po której - już w lutym - wiadomo było, że Eduardo nie zagra na Euro 2008. Już w 3. min wyjazdowego meczu Arsenalu z Birmingham Martin Taylor (niezbyt interesując się piłką) zaatakował nogi rywala. Ze skutkiem tak przerażającym (kilkukrotne otwarte złamanie z przemieszczeniem), że telewizja Sky Sports zdecydowała w ogóle nie dawać powtórek, gdyż były zbyt drastyczne. Taylor został wyrzucony z boiska, a wściekły Arsene Wenger domagał się dla niego dożywotniej dyskwalifikacji.
Podobnej kontuzji, ale bez udziału rywali z boiska, doznał swego czasu Szwed Henrik Larsson, jako zawodnik Celtiku Glasgow w meczu Pucharu UEFA z Ol. Lyon. Po roku przerwy wrócił na boisko i zrobił wielką karierę w Barcelonie, a potem na wypożyczeniu w ManU.
W sierpniu 2006 roku Ben Tatcher z ManCity w meczu z Portsmouth staranował Pedro Mendesa, jednocześnie uderzając go łokciem. Po tym meczu wściekły menedżer Portsmouth, Harry Redknapp pytał: - Co trzeba dziś zrobić, by dostać czerwoną kartkę? Zabić kogoś na boisku? (źródło: Internet)
Tak się zdarza...
- <!** Image 3 align=right alt="Image 130593" sub="Dariusz Durda po kontuzji trafił do szpitala na stół. Cały sezon z głowy Fot. Dariusz Bloch">KRZYSZTOF FILIPEK, obecnie zawodnik OKS-u Olsztyn (w ub. sezonie Unii Janikowo), kilka lat temu, grając w barwach Drwęcy Nowe Miasto Lub., złamał na boisku nogę Krzysztofowi Szewczykowi (wtedy Śląsk Wrocław): - Na pewno nikt nie robi tego umyślnie. To wynika z walki. Mój przypadek był zupełnie inny, niż „Wasyla”. Próbowałem odzyskać piłkę wślizgiem i trafiłem w nogi Szewczyka. To nie było celowe i byłem smutny, kiedy później media mnie oczerniały, sugerując specjalne zagranie. Nie sądzę, aby Belg celowo sfaulował Marcina, ale jak widziałem tę akcję w Internecie, to aż ciarki przeszły mi po plecach. To było bardzo drastyczne.
- DARIUSZ DURDA, były piłkarz I-ligowego Zawiszy Bydgoszcz, w ub. sezonie trener Wdy Świecie: - W 1991 roku wiosną, to był początek ligi, w meczu z Zagłębiem Sosnowiec doznałem kontuzji kolana. Ale to nie było nic w stylu „Wasyla”. W środku boiska skoczyliśmy z rywalem do górnej piłki, nawet nie pamiętam jak się nazywał. Spadając na ziemię, strzeliło mi w kolanie. Artromia, bo wtedy artroskopia nie była jeszcze taka popularna, miałem rozcinane kolano, potem gips. Po trzech miesiącach zacząłem trenować. Ale okazało się, że za szybko. Noga mi się rozjechała i kolejne miesiące z głowy. Do piłki wróciłem dopiero w styczniu następnego roku.(rk, Fa)