Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zostali bez pensji, pracy i wpadli w tarapaty. Chcą pozwać byłego pracodawcę

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
Happening Partii Razem przed paczkomatamiinPost
Happening Partii Razem przed paczkomatamiinPost Jacek Smarz
Prawie 1000 byłych pracowników etatowych Bezpiecznego Listu, spółki córki InPostu, może skierować sprawę do sądu przeciwko byłemu pracodawcy. W obronie pokrzywdzonych staje partia Razem.

Spółka Bezpieczny List zajmowała obsługą listów zwykłych. InPost sprzedał ją za 10 tys. zł firmie Tenes One. Pracownicy nie dostali wypłat za lipiec. Część z nich otrzymała natomiast wypowiedzenia od nowego pracodawcy. Ludzie organizują się przez Internet, bo chcą pozwać byłego pracodawcę do sądu. - Każdemu z nas należy się po około 10 tysięcy złotych: tytułem lipcowej pensji i trzymiesięcznego wypowiedzenia - mówią.

W piątek w Toruniu działacze partii Razem publicznie ujmowali się za pokrzywdzonymi pracownikami. Zapowiedzieli, że zawiadomią prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez firmę InPost i jej właściciela. Chodzi o uporczywe łamanie praw pracowniczych, czyli art. 218 Kodeksu karnego.

To jest wyzysk

Do akcji, która ma charakter ogólnopolski, chcą włączyć się też działacze z Bydgoszczy.
- Podobnie jak w innych miastach zorganizujemy happening przy paczkomatach InPostu - mówi Piotr Kolasiński, członek zarządu Okręgu Bydgoskiego Partii Razem. - Byli pracownicy BL w całym kraju zgłaszają się do nas z prośbą o pomoc. Część z nich miała umowy o pracę, a część umowy śmieciowe. Niektórzy pracowali za stawkę 8,50 zł za godzinę. To jest wyzysk. Wiele z tych osób nie mając za co żyć, pobrało chwilówki i wpadło w tarapaty finansowe.

Według działaczy Razem, przez lata InPost nie zatrudniał ludzi bezpośrednio u siebie, tylko w spółkach córkach. W ten sposób miał umywać ręce od odpowiedzialności za nich, czego przykładem ma być sytuacja załogi Bezpiecznego Listu. - Na dodatek, okazuje się, że adres firmy Tenes One jest wirtualny, a próby kontaktu kończą się fiaskiem - mówi Piotr Kolasiński.
Rzecznik InPostu przekazuje mediom numer komórki do Jana Steckiewicza, informując, że to ktoś z zarządu firmy. Ale telefon milczy. - Pracownicy twierdzą, że nowy pracodawca kontaktuje się z nimi przez Facebooka - wyjaśnia Adrian Stelmaszyk z toruńskiej partii Razem.

InPost winą za całą sytuację obarcza swojego konkurenta, czyli Pocztę Polską. Ta, jak wiadomo, odebrała InPostowi choćby obsługę korespondencji sądowej. - Kontrakt dla administracji rządowej o wartości 33,2 mln zł wygraliśmy pod koniec 2014 roku - mówi Wojciech Kądziołka, rzecznik InPostu. - Powinniśmy go realizować od 1 stycznia 2015 roku przez dwa lata. Jednak organizator przetargu, którym jest podlegające szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Centrum Usług Wspólnych, od 21 miesięcy odmawia nam zawarcia umowy lub wypłacenia stosownego odszkodowania (w specyfikacji przetargowej znajdowała się gwarancja wypłacenia wynagrodzenia w kwocie nie mniejszej niż 16,6 mln zł). CUW czyni to pomimo ośmiu orzeczeń sądowych potwierdzających prawidłowość naszej oferty i nakazujących CUW wykonanie zobowiązania.

Deklaracja InPostu

Spółka Bezpieczny List, jak twierdzi InPost, stała się bezpośrednią ofiarą nielegalnych działań PP, jak i CUW.
- Po kolejnej odmowie zawarcia umowy przez CUW w lipcu tego roku zdecydowaliśmy o sprzedaży Bezpiecznego Listu z uwagi na podjętą decyzję o wycofaniu się z działalności listowej - informuje Wojciech Kądziołka. - Stało się to po uregulowaniu wszystkich naszych wymagalnych zobowiązań względem tej spółki. Świadomi, że w Bezpiecznym Liście pracuje ponad 1000 osób, doświadczonych w sektorze pocztowym, zatrudniliśmy ponad 400 osób w innych spółkach naszej grupy.
InPost deklaruje, że gdy tylko otrzyma odszkodowanie od CUW, to wykupi wierzytelności Bezpiecznego Listu wobec pracowników. I przekaże pokrzywdzonym pieniądze. Przy okazji rzecznik InPostu podkreśla: - Smutne jest to, że ta sprawa wykorzystywana jest do promocji przez partię polityczną, której przewodniczący atakuje Grupę InPost, nie znając faktów lub manipulując rzeczywistością.

Skargi w liczbach

Od 2014 roku liczba skarg, które zostały złożone w Państwowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy maleje. Jeszcze dwa lata temu wpłynęło ich 3028 (938 uznano za zasadne i 440 częściowo zasadne). W ubiegłym roku było ich 2890 (758 zasadnych i 408 częściowo zasadnych).
- Od stycznia br. mieliśmy ich 1992 - mówi Wojciech Szota, p.o. zastępcy Okręgowego Inspektora Pracy w Bydgoszczy ds. prawno-organizacyjnych. - Z tego 33 dotyczyły umów cywilno-prawnych. W 16 przypadkach uznaliśmy je za zasadne. Dla porównania w 2014 roku było ich 44 (33 zasadne), a rok później - 62. W tym 28 było zasadnych, 27 bezzasadnych, a siedem niemożliwych do rozpatrzenia lub zostało wycofanych przez skarżących.
Współpraca: Małgorzata Oberlan

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera