MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zniewoleni za Wolną Europę

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W świadomości Polaków poznański Czerwiec 1956 r. jest symbolem buntu przeciwko systemowi PRL-u. Mało kto wie, że także w Bydgoszczy pół roku później doszło do poważnych zamieszek.

W świadomości Polaków poznański Czerwiec 1956 r. jest symbolem buntu przeciwko systemowi PRL-u. Mało kto wie, że także w Bydgoszczy pół roku później doszło do poważnych zamieszek.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 10272" >
Ryszard Streich i Adam Lewandowski mieli wówczas 16 i 18 lat. Nie znali Polski demokratycznej i suwerennej, ale o takiej marzyli.

Jak tysiące im podobnych młodych ludzi, należeli do konspiracyjnej Tajnej Organizacji Politycznej.

- Naszym dowódcą był Henryk Jurecki z ul. Gdańskiej, najstarszy z nas - mówi Streich. - Mnie przyjęli w 1952, kiedy miałem 13 lat. Pamiętam Alojzego Tylocha z Chrobrego, Zbyszka Wawrzona, Rysia Wróblewskiego.

Do spontanicznego protestu bydgoszczan przeciwko praktykom władzy ludowej przyłączyli się bez wahania. Miało to wpływ na całe ich życie. Skutki odczuwają do dziś.

Koreańscy zwiadowcy

Był chłodny, jesienny wieczór. Niedziela, 18 listopada 1956 r. Cztery tygodnie po słynnym przemówieniu Władysława Gomułki na placu Defilad.

W bydgoskim kinie „Bałtyk” przy al. 1 Maja 25 (dziś ul. Gdańska) o godz. 18 rozpocząć się miał seans filmu wojennego produkcji... KRL-D „Zwiadowcy”. Po bilety ustawiła się długa kolejka. Zrobił się ścisk. Kasjerka poprosiła o wezwanie milicji. Mundurowi zaprowadzili porządek przy użyciu pałek i wypchnęli kolejkowiczów na ulicę.

- Pod kinem na widok tłumu i mundurów zbierało się coraz więcej ciekawskich - wspomina Ryszard Streich. - Kiedy okazało się, że pałką oberwał też chłopak w gipsie, padło hasło, żeby pójść zaprotestować pod budynek Komendy Wojewódzkiej MO przy ul. Chodkiewicza 30, gdzie dziś znajduje się uniwersytet.

Po drodze emocje rosły. Wznoszono różne okrzyki, śpiewano. Dołączali następni. Zatrzymano tramwaj linii 4 i usiłowano przewrócić na bok przyczepę. Na wypadek spodziewanego szturmu milicji miała ona stanowić barykadę. Sztuka jednak się nie udała.

Na radiostację!

Po godz. 18 demonstranci dotarli pod komendę. Czoło około tysięcznego tłumu zdemolowało portiernię, otworzyło bramę i weszło na dziedziniec, gdzie posypały się petardy z gazem łzawiącym. Po pertraktacjach zrezygnowano ze szturmu. Wówczas podchwycono hasło „na radiostację”. Tłum wyruszył Alejami 1 Maja z powrotem.

Owa radiostacja, czyli znienawidzona przez bydgoszczan zagłuszarka, służąca przede wszystkim do uniemożliwiania odbioru Radia Wolna Europa i innych polskojęzycznych stacji zachodnich stała na Wzgórzu Dąbrowskiego, na skarpie nad obecnymi budynkami Urzędu Miasta przy ul. Grudziądzkiej.

Demonstranci przez plac Bohaterów Stalingradu (Stary Rynek) dotarli na plac Findera (Nowy Rynek). Tam najpierw obrzucili kamieniami i zerwali szyld z pustego gmachu Komitetu Miejskiego PZPR (obecnie budynek Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ), a potem skierowali się pod zagłuszarkę.

Była 19.30. Najpierw zniszczono siatkowe ogrodzenie wokół masztu. Tłum rozjuszyły strzały ostrzegawcze, oddane przez obsługę wieży. Wartowników rozbrojono. Demonstranci wzniecili najpierw ogień w budynku, w którym znajdował się nadajnik, a potem podpalili 25-metrowy drewniany maszt. Strażaków nie dopuszczono pod wieżę, bo „to się musi spalić”. Chwili, w której maszt runął, towarzyszył wielki entuzjazm.

Część buntowników rozeszła się do domów. Inni wciąż nie byli usatysfakcjonowani.

- Poszliśmy znów alejami - wspomina Streich. - Wybito szyby w kasynie milicyjnym, udało się ustawić tramwajową przyczepę w poprzek torów, a potem szturmowano Komendę Dzielnicową MO Śródmieście przy al. 1 Maja 119, gdzie zabierano zatrzymanych na ulicy. Ludzie domagali się wypuszczenia więźniów. Za chwilę do interwencji przystąpiło wojsko - podjechał ciężarowy lublin, z którego wysiedli żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego z bronią. To był sygnał do rozejścia się.

Wiele dni później rozeszła się po mieście wieść, że ponoć już wieczorem gotowe do interwencji były sowieckie czołgi, zdążające do Bydgoszczy z poligonu pod Toruniem.

W nocy i nad ranem zatrzymano 13 osób, a potem kolejnych uczestników zajść.

Już w poniedziałek, 19 listopada, lokalna prasa ostro potępiła „chuligańskie zamieszki” i... opieszałość milicji. W wielu zakładach pracy zorganizowano masówki solidarności z MO.

Proces 16 „prowodyrów” zajść odbył się w styczniu 1957 r. przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy. Oskarżeni, w większości ludzie młodzi, mieli od 17 do 26 lat (z wyjątkiem jednego 44-letniego marynarza). Wyroki zapadły surowe: 6 lat dla Tadeusza Gulcza, 5 dla Ryszarda Kosika, pozostali „zarobili” od kilku miesięcy do 3 lat.

Rawicz i Czarne

Od spalenia masztu minął prawie rok. Streich i Lewandowski 1 listopada 1957 po południu siedzieli z kolegami na ławce w parku Ludowym. Nagle otoczyła ich milicja.

- Wiedzieli, kim jesteśmy - wspomina Streich. - Przy Tylochu znaleźli samopał własnej roboty. Zakuli nas w kajdanki, zabrali na komendę przy Toruńskiej, gdzie spałowali i na Wały. Tam prokurator Wojciechowski zarzucił nam założenie związku przestępczego w celu zniszczenia zagłuszarki, za co groziło nawet do 10 lat. Trafiłem do celi może 2,5 m na 4, gdzie w okropnej ciasnocie mieszkało nas 10-12. Chcieli, żebym podpisał jakąś „lojalkę”.

Nieoczekiwanie w lutym zostali zwolnieni.

- Śledzili nas, chcieli złapać w ten sposób innych - tłumaczy ten fakt Streich.

Zrobili z nas chuliganów

Wolnością cieszyli się jednak tylko trzy miesiące. 3 czerwca 1958 ponownie zostali aresztowani.

- W akcie oskarżenia usłyszałem całą serię wymyślonych czynów - mówi Streich. - To był wykaz włamań, kradzieży i pobić. Kolega Bernard Wojtasiewicz wykrył, że sfałszowali jego zeznania, łącznie z podrobieniem podpisu. Zrobili z nas najzwyklejszych chuliganów.

Streichowi sąd wymierzył karę 8 lat więzienia. Trafił do najcięższego wówczas zakładu, przeznaczonego dla politycznych, w Rawiczu.

- A mnie wysłali do Czarnego koło Szczecinka - dodaje Lewandowski.

Na wolność Streich wyszedł jednak już w lipcu 1960. Pobyt w więzieniu odcisnął piętno na całym jego życiu. Do szkoły wrócić już nie mógł, bo był za stary. Pracy też długo znaleźć nie mógł, bo kiedy informował o odbytej karze, dziękowano mu.

Do dziś nie może odnaleźć dokumentów zaświadczających o zatrudnieniu podczas „odsiadki”. Podobno zostały zniszczone...

By utrzymać rodzinę, ratuje się pracami dorywczymi. Bez widoków na stałe zajęcie i emeryturę.

- Ta zagłuszarka zniszczyła mi życie - mówi Ryszard Streich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski