Bydgoskie uczelnie, szpitale, kluby sportowe, placówki kultury, urzędy - jeśli chcą zatrudniać najlepszych fachowców, muszą dać im coś więcej niż godziwe wynagrodzenie. Listę życzeń otwiera mieszkanie.
- Mieszkanie to klucz do sukcesu. Związanie pracownika uczelni z miastem w sytuacji, gdy dojeżdża do Bydgoszczy dwa razy w tygodniu, nie jest takie, jakiego byśmy oczekiwali. Pomoc w osiedleniu się, a tę zapewnia często miasto, jest więc bardzo ważnym elementem. Nagroda finansowa przekazywana przez prezydenta jest tu tylko dodatkiem - nie ma wątpliwości Tomasz Zieliński, rzecznik Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
<!** Image 2 align=none alt="Image 160060" sub="W nagrodę za zdobycie złotego medalu olimpijskiego bydgoski wioślarz Robert Sycz otrzymał od miasta klucze do własnego „m”. Fot. Tadeusz Pawłowski">
Uczelnie państwowe muszą sobie jakoś radzić, jeśli chcą otwierać nowe kierunki i konkurować na edukacyjnym rynku. - Do pewnego momentu pieniądze są istotne, ale wyścigu z prywatnymi uczelniami i tak nie wygramy - stwierdza rzecznik UKW. - Te, jeśli będą potrzebowały kogoś do objęcia stanowiska pozwalającego otworzyć nowy kierunek, zapewne to zrobią. W naszej branży krążą legendy na temat wysokości wynagrodzenia, które zostało zaproponowane pracownikom naukowym - przypominają te znane ze świata sportu. Takie podejście to jednak krótki dystans, pieniądze mogą się skończyć i co wtedy? Dlatego stawiamy na rozwój własnych pracowników naukowych, ponieważ znalezienie wolnego pracownika, który mógłby pomóc w rozwoju kierunku jest niezwykle trudne.
Historia pokazuje, że uniwersytet nie jest jednak bez szans, gdy walczy o pozyskanie naukowej elity. Tak właśnie było z kierunkiem wychowanie fizyczne, na którym przez lata można było zdobyć jedynie tytuł licencjata. Teraz na UKW są to już studia magisterskie. Żeby można było tego dokonać, konieczne było przekonanie pracowników AWF, żeby przyszli do Bydgoszczy.
Podobnie zachęca się lekarską „pierwszą ligę” do pracy w Bydgoszczy. Dwa szpitale kliniczne będące awangardą lecznic są jednak w tarapatach finansowych. Mimo to pozyskują nowych specjalistów.
Liczy się zespół
- Aspekt finansowy gra jakąś rolę, staramy się płacić więcej niż dotychczasowy pracodawca, ale na pewnym poziomie nie jest to element dominujący - tłumaczy Kamila Wiecińska, rzeczniczka bydgoskich szpitali uniwersyteckich. - Dla profesora, który ma zostać na przykład ordynatorem czy szefem kliniki, liczy się kilka spraw. Pierwsza, to jej wyposażenie w specjalistyczny, nowoczesny sprzęt, który pozwoli wykonywać operacje i zabiegi zgodnie z najnowszymi trendami w medycynie. Sprawa druga, to odpowiedni zespół. Bo co z tego, że szpital ma sprzęt, jak lekarze nie będą potrafili go odpowiednio wykorzystać? Więc taki profesor chce wiedzieć, z kim ma pracować. Zwykle, jeśli nam bardzo zależy na jego pozyskaniu, ma wolną rękę w dobieraniu współpracowników, część z nich przechodzi do pracy razem z nim. Bo dla naukowca liczą się nie tylko pieniądze, ale także prestiż, możliwość rozwoju naukowego i zawodowego - tłumaczy rzeczniczka.
Mocno „rozpycha się” na artystycznym rynku Teatr Polski. Dyrektor placówki stawia jednak na ciężką pracę i połów narybku, a nie import gwiazd.
Co trzeba byłoby zrobić, by ściągnąć do Bydgoszczy na stałe np. Jerzego Stuhra? - To mrzonka, nie ma takiej możliwości. Trzeba byłoby zapewnić mu bardzo dobre warunki i jednocześnie postawić jakieś ogromne wyzwanie, któremu chciałby sprostać. Ja jednak, zamiast ściągania gwiazd, chciałbym, aby nasi aktorzy poprzez pracę nad sobą takimi gwiazdami się stali - mówi Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego.
Własna marka
Dyrektor widział na finałowych przesłuchaniach absolwentów PWST - czterech z nich pracuje dziś w bydgoskim teatrze. - Chciałbym aktorom płacić więcej, ale na razie nie jest to możliwe. Mam w dyspozycji mieszkania teatralne, ale one są zajęte. Zresztą z mieszkaniem w Bydgoszczy nie ma większych problemów, można je przecież wynająć. Staram się aktorom zapewnić najlepszych reżyserów i wyjazdy na festiwale, by mogli się rozwijać. To, że na przykład Jan Klata współpracuje z nami, świadczy o tym, że nasz teatr podąża w dobrym kierunku. Budujemy stały, dobry zespół na lata, po to, by teatr budował swoją markę, a nie stał się placówką impresaryjną.
<!** reklama>
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, gdy sprawy pozyskiwania najlepszych pracowników regulują sztywne zapisy ustawy. Przez nie niewielkie pole do popisu w przyciąganiu specjalistów ma administracja publiczna. To, co w zamierzeniu miało chronić administrację przed nepotyzmem i korupcją, dziś uniemożliwia jej rozwój. Urząd Wojewódzki od lat stara się zatrudnić geodetów, ci jednak wybierają prywatne firmy, które płacą 3-4 razy lepiej. - Obowiązują nas przepisy ustawy i nowych pracowników zatrudniamy po rozstrzygnięciach konkursów. Ich warunki budujemy tak, by trafiali do urzędu tylko kompetentni pracownicy - słyszymy w urzędzie.