https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Znalazłeś? Twoja strata

Jarosław Reszka
Kiedy dwadzieścia lat temu zaczynałem pracę w redakcji, na porządku dziennym były odwiedziny przechodniów podrzucających dziennikarzom eksponaty, które znaleźli na ulicy, w autobusie czy na ławce w parku. Dlatego też każda lokalna gazeta miała w pogotowiu winietkę, np. z napisem „Pomagamy” czy „Psie troski”, pod którą szukaliśmy pana dla małego brązowego boksera, zabłąkanego w okolicach ulicy Pomorskiej, albo nieszczęśnika, który posiał portfel w tramwaju numer 2.

<!** Image 2 align=right alt="Image 145398" sub="Inspektor Ewa Nowak zasypana kluczami w miejskim Biurze Rzeczy Znalezionych / Fot. Dariusz Bloch">Kiedy dwadzieścia lat temu zaczynałem pracę w redakcji, na porządku dziennym były odwiedziny przechodniów podrzucających dziennikarzom eksponaty, które znaleźli na ulicy, w autobusie czy na ławce w parku. Dlatego też każda lokalna gazeta miała w pogotowiu winietkę, np. z napisem „Pomagamy” czy „Psie troski”, pod którą szukaliśmy pana dla małego brązowego boksera, zabłąkanego w okolicach ulicy Pomorskiej, albo nieszczęśnika, który posiał portfel w tramwaju numer 2. Była to dość upierdliwa forma służby społecznej, bo bywało, że reporter musiał zamienić się w wywiadowcę przepytującego delikwentów z wiedzy o zawartości portfela czy portmonetki, do których zgłosili aspiracje. A wbrew pozorom nie każdy dziennikarz marzy, by zostać dziennikarzem śledczym. Miło jednak było widzieć później ludzką radość i ulgę, gdy okazywało się, że nie trzeba jednak wymieniać kilku zamków czy wyrabiać nowego dowodu osobistego i prawa jazdy. Było, minęło. Dziś komunikat pod winietą „Pomagamy” to prasowy rarytas. Czyżbyśmy przestali gubić portfele i klucze? Wątpliwe. Prędzej zgubiliśmy wrażliwość na cudze nieszczęście. Wrażliwości tej raczej nie pomogą nam odzyskać zmieniające się po połowie wieku przepisy dotyczące postępowania z rzeczami znalezionymi.

<!** reklama>Pozostaje co prawda w tych przepisach artykuł mówiący, że znalazcy przysługuje znaleźne w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy, a także zwrot kosztów przechowywania znaleziska. Nie zmienia się też zasada, że znalazca cudzej rzeczy zobowiązany jest niezwłocznie powiadomić o tym właściciela rzeczy. Niestety, rzadko znalazca wie, do kogo znalezione skarby należą. W takiej sytuacji prawo nie wywierało specjalnej presji. Znalazca mógł zanieść znalezisko do biura rzeczy znalezionych, do redakcji czy na policję albo, co w wypadku mniej wartościowych fantów zdarzało się chyba najczęściej, podnieść przedmiot i położyć go w widocznym miejscu. Wkrótce już tak nie będzie. Obowiązek oddania znaleziska do biura rzeczy znalezionych będzie miał nie tylko obywatel, ale i firma czy instytucja, na których terenie rzecz została znaleziona. W praktyce będzie to wyglądało mniej więcej tak. Ekspedientka znajduje koło swojego stoiska rękawiczkę. Wcześniej kładła ją gdzieś na widoku z nadzieją, że klient zauważy stratę, wróci i odbierze zgubę. Jeśli fajtłapa nie zgłaszał się przez parę dni, to trudno, rękawiczkę wyrzucało się do śmietnika. Teraz ekspedientką już tak postąpić nie może, bo są nowe przepisy. O fakcie znalezienia rękawiczki musi powiadomić zarządcę obiektu, czyli kierownika sklepu. Ten zaś ma do wyboru: albo dostarczyć rękawiczkę do biura rzeczy znalezionych, albo za zgodą tegoż biura, wziąć rzecz w depozyt. Mówiąc prościej, kierownik albo podrałuje z rękawiczką do biura, albo urządzi małe biuro rzeczy znalezionych na zapleczu sklepu i tam będzie przechowywał podeptane rękawiczki bez pary.

Cóż, uważam się za praworządnego w zasadzie gościa. Jednak gdybym zrobił karierę i został szefem osiedlowego minimarketu w Fordonie, to wątpię, by moja praworządność okazała się wystarczająco zahartowana, bym z każdą podniesioną z podłogi przez mój personel rękawiczką odbywał kilkunastokilometrowy kurs do biura rzeczy znalezionych w Śródmieściu albo tarasował sobie ciasne zaplecze sklepu gablotami ze znalezionym depozytem. Podejrzewam z moralnych cierpieniem, że czym prędzej cichcem pozbyłbym się kłopotliwego przedmiotu, deponując go po wsze czasy w najbliższym śmietniku. Przed podobnym dylematem staną niebawem nie tylko kierownicy sklepów, lecz także szefowie kin, sal koncertowych i widowiskowych, wszelakich knajpek i punktów usługowych. We wszystkich tych miejscach, do tej pory raczej przyjaznych roztargnionym, możemy się wkrótce zacząć dowiadywać, że nic nikt nie znalazł, nie widział i nie słyszał. No bo po co brać sobie na kark kłopot, dociążony jeszcze obowiązkiem prawnym?

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski