Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"žElement niebezpieczny" za Odrę

Maciej Kosobucki
Na konferencji poczdamskiej w 1945 r. zwycięskie mocarstwa zatwierdziły zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie. Ludność niemiecką, zamieszkującą te tereny, nakazano wysiedlić. Akcja miała przebiegać w sposób humanitarny...

Na konferencji poczdamskiej w 1945 r. zwycięskie mocarstwa zatwierdziły zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie. Ludność niemiecką, zamieszkującą te tereny, nakazano wysiedlić. Akcja miała przebiegać w sposób humanitarny...

<!** Image 2 align=right alt="Image 57644" sub="Brama główna obozu pracy w Potulicach (na fot. po wyzwoleniu przez Armię Czerwoną). W czasie okupacji hitlerowskiej by- li tu przetrzymywani Polacy. Po wojnie władze komunistyczne utworzyły tu centralny obóz pracy dla ludności niemieckiej / Zdjęcia: Archiwum">Rzeczywistość bywała odmienna. Większość Niemców, zanim trafiła do transportów, została aresztowana. Przetrzymywano ich w obozach pracy.

Historycy polscy przedstawiają problem powojennych losów ludności niemieckiej jako wysiedlenie lub przesiedlenie. Natomiast w literaturze niemieckiej często spotyka się określenie „wypędzenie”, co ma podkreślić krzywdzący charakter uchwał poczdamskich. Odnosi się to także do Polski jako bezpośredniego wykonawcy tych postanowień.

Transport wysiedleńczy

Wysiedlenie ludności niemieckiej przebiegało w dwóch zasadniczych etapach. Pierwszy - przedpoczdamski trwał od czerwca do lipca 1945 r., drugi - popoczdamski - od 2 sierpnia 1945 r. Przesiedlenie miało obejmować około 3,5 mln osób narodowości niemieckiej zamieszkałych głównie na Pomorzu w Wielkopolsce, Warmii, na Mazurach, Pomorzu i Śląsku. Transporty z Niemcami były kierowane do radzieckiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej. Kontrolę nad akcją sprawowało Ministerstwo Ziem Odzyskanych na czele z Władysławem Gomułką.

Wystarczyło być Niemcem

<!** reklama left>Do lata 1945 r. wysiedlenie w większości przypadków było bezplanowe i samowolne. Rodziny niemieckie zmuszano do opuszczenia mieszkań, dokonywano rabunków oraz znęcano się. Miejscowe władze w swoich sprawozdaniach określały Niemców jako „zbędny balast” lub „element niebezpieczny”, którego należy się jak najszybciej pozbyć. Nie trzeba było szczególnych powodów do aresztowania. Bardzo często wystarczyło być Niemcem lub osobą z III grupą narodowości niemieckiej. Większość osadzonych w aresztach UB nie czuła się winna wyrządzenia jakiejkolwiek krzywdy Polakom. Najwięksi zbrodniarze wojenni, wysoko postawieni członkowie partii NSDAP, zdołali zbiec zimą 1945 r. W miastach i wsiach pozostali głównie starcy, kobiety i dzieci. Przed wysiedleniem za Odrę i Nysę kierowano ich do obozów pracy. Na Pomorzu największy Centralny Obóz Pracy znajdował się w Potulicach koło Nakła. Stworzono też szereg mniejszych w Łęgnowie, Rudaku, Świeciu, Mątwach, Mielęcinie oraz Kruszwicy. Niemcy, którzy przeżyli te czasy, do dzisiaj wspominają je bardzo boleśnie.

Powojenna niedola

- Urodziłem się niedaleko Tucholi we wsi Bladowo. Przed wojną wychowywałem się wśród Polaków. Byliśmy przyjaciółmi. Doskonale pamiętam, jak po wkroczeniu naszych wojsk wysiedlano ich do Generalnej Guberni. Nie był to miły obraz - wspomina Hubert Weber z pochodzenia Niemiec, przed wojną zamieszkały w Bladowie. Wielu jego polskich sąsiadów zabito. Nie spodziewał się, że wkrótce taki sam los spotka Niemców. - W styczniu 1945 r. opuściliśmy swoją wieś w obawie przed Rosjanami. Ukrywaliśmy się w Borach Tucholskich. Przez ponad 2 tygodnie tułaliśmy się po lasach. Dokuczały nam głód i zimno. Czasami znaleźli się dobrzy gospodarze polscy, którzy dali nam nocleg i coś do zjedzenia. Po tych znojach wróciliśmy do rodzinnej wsi - opowiada Hubert Weber.

<!** Image 4 align=right alt="Image 57647" sub="Ewakuacja niemieckiej ludności cywilnej z Pomorza. Władze mówiły, że Niemcy są „zbędnym balastem” i „elementem niebezpiecznym”.">Wiosną 1945 r. miejscowe władze ogłosiły wybory sołtysa. Wszyscy mieszkańcy pobliskich okolic musieli stawić się w sołectwie. Okazało się, że była to prowokacja. Tam czekali żołnierze: - Ustawili nas w szeregu i pognali kilka kilometrów przez las aż do Łyskowa. Osadzono nas w miejscowym areszcie. Po kilku dniach większość moich rodaków wypuszczono. Nie wiedzieliśmy, co dalej robić. Do domu nie mieliśmy po co wracać. Zamieszkali w nim Polacy, osadnicy z Kresów Wschodnich. Spaliśmy w szopie i żebraliśmy - mówi Weber. Trwało to do zimy 1946 r., kiedy rozpoczął się drugi etap akcji wysiedleńczej.

W drodze za Odrę

- W lutym otrzymaliśmy nakaz stawienia się w punkcie zbornym. Pozwolono nam zabrać ze sobą 20 kg bagażu. Wszyscy zostaliśmy dokładnie zrewidowani, przebadani i ostrzyżeni - kontynuuje swą opowieść Hubert Weber. - Następnego dnia dostaliśmy niewielkie racje żywnościowe. Załadowano nas do wagonów transportowych. Myśleliśmy, że jedziemy do Rosji. Na szczęście skierowano nas za Odrę. Podróż była ciężka - mróz i długotrwałe postoje. Po 2 tygodniach dotarliśmy do małej miejscowości Tantow tuż za polską granicą.

Podobny, a nawet bardziej tragiczny los spotkał wielu Niemców zamieszkałych na Pomorzu

Za obozowymi drutami

Wszystko zaczęło się zimą 1945 r. Armia Czerwona zbliżała się do Bydgoszczy. Naczelne dowództwo niemieckie ogłosiło powszechną ewakuację. Na drogach panował tłok, wycofywali się cywile i wojsko: - Naszych rodaków ogarnęła panika. Mój ojciec postanowił zostać w domu, ponieważ nie zrobiliśmy nic złego Polakom. Przed wojną byliśmy lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej narodowości niemieckiej. Nigdy nie występowaliśmy przeciwko Polsce. Dobrze żyliśmy z polskimi sąsiadami. Zimą 1945 r. los przestał sprzyjać Niemcom. Tym razem to my byliśmy pokonani - wspomina Irma Folk, przedwojenna mieszkanka Osielska, była więźniarka Centralnego Obozu Pracy w Potulicach.

<!** Image 3 align=left alt="Image 57644" sub="Kobiety i dzieci narodowości niemieckiej w drodze za Odrę. Przed wysiedleniem kierowano ich do obozów pracy.">Zaczął się horror. Rosjanie nie oszczędzali żadnego napotkanego Niemca. Traktowali ich jak wojenną zdobycz. Dopuszczali się gwałtów, rabunków oraz morderstw: - Moich sąsiadów rozstrzelali bez podania powodu. Ja wraz z rodziną otrzymałam pomoc od Polaków. Dzięki nim ocaliłam życie - opowiada Irma Folk.

Zaraz po przejściu frontu polskie władze komunistyczne nakazały wszystkim Niemcom stawić się na komendzie UB w Bydgoszczy. - Wraz z ojcem trafiłam do obozu przejściowego w Łęgnowie. Moją siostrę spotkał o wiele cięższy los. Została wywieziona w głąb Rosji. Nigdy już więcej jej nie zobaczyłam - wspomina Irma Folk. - Dopiero w 1950 r. dowiedziałam się, że nie żyje. Ojca zabrano do pracy u polskiego ogrodnika. Od tej pory ślad po nim zaginął. Najprawdopodobniej został rozstrzelany przez funkcjonariuszy UB.

Irmę Folk skierowano do pracy w polskim gospodarstwie w Łęgnowie. Tam przebywała do stycznia 1947 r. Potem zesłano ją do Centralnego Obozu Pracy w Potulicach: - Spaliśmy na pryczach w drewnianych barakach. Doskwierały nam zimno i głód, a obok znajdowała się kuchnia dla obsługi obozu. Codziennie odbywały się apele. Często przed kąpielą rozebrane stałyśmy na powietrzu. Każdego dnia wywożono kogoś martwego. Pobyt w obozie połączony był z ciężką pracą w pobliskich gospodarstwach rolnych. Trwało to do 1952 r., kiedy zostałam zwolniona - opowiada Irma Folk. Wielu jej znajomych z obozu w Potulicach wywieziono do Niemiec wschodnich. Irma pozostała w Polsce. Ze względu na swoje niemieckie pochodzenie długo nie mogła znaleźć pracy. W końcu zatrudniono ją w budownictwie. W latach siedemdziesiątych próbowała wyjechać do RFN, ale nie udało jej się to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!