Obecne ustalenia wskazują, że niemal pewne jest, iż największy, najbardziej głośny pożar, w którego wyniku spłonął w całości wielki zakład „Kabel Polski” przy ul. Fordońskiej w 1927 roku był wywołany celowo przez właścicieli przedsiębiorstwa, którym groziła plajta. Nic dziwnego, że kiedy w 1939 roku spaliła się fabryka papy i smoły Krenskiego przy ul. Gdańskiej, podejrzewano ten sam scenariusz.
Wybuch w kotle
Do pożaru doszło w czwartek, 3 sierpnia po południu. Nastąpił wówczas wybuch w jednym z kotłów, gdzie mieszanka bitumiczna miała temperaturę ponad 200 stopni. Słup dymu sięgał ponoć 25 m i był widoczny z wielu nawet kilometrów. Niebawem od ognia zajął się cały budynek produkcyjny.
Wezwana straż pożarna walczyła z żywiołem przez kilka godzin. W akcji uczestniczyli praktycznie wszyscy strażacy w mieście, do pomocy zaangażowano też pracowników wytwórni a nawet ochotników wyłonionych spośród przechodniów. Po godzinie ogień ugaszono, strażacy wrócili do remizy, nakazując pracownikom zakładu opróżnienie drugiego kotła. Ci jednak tego nie zrobili, tylko rozeszli się do domów.
O godz. 20 strażacy wrócili znów do fabryki, gdyż ponownie wybuchł pożar, ale tym razem dużo bardziej rozległy, pod nieopróżnionym kotłem.
22 godziny ognia
Tym razem walka z żywiołem była o wiele bardziej skomplikowana, gdyż nie było dostępu do źródła ognia. Aby móc gasić pożar, strażacy w niezwykle wysokiej temperaturze, kilofami i młotami do godz. 5 nad ranem rozwalali mur wokół kotła w sytuacji, gdy w każdej chwili kocioł groził wybuchem. Potem przystąpiono do gaszenia, jednak użycie wody okazało się nieskuteczne, trzeba było posłużyć się ekstraktem pianowym, który w połączeniu z wodą wytryskiwał z prądownicy pianotwórczej.
Akcja straży trwała aż do godz. 13, w sumie pożar trwał więc 22 godziny. Dopiero po dwóch dniach przystąpiono do szacowania strat. Trzy tygodnie później rozpoczęła się wojna...