Zapewne jest tak dlatego, że do naszego miasta tamta, jak wówczas mówiono „wielka wojna” nigdy nie dotarła. Niemniej jednak jej początek i pierwsze dni były dla bydgoszczan ogromnym przeżyciem.
1 sierpnia 1914 roku był dniem upalnym. Od godz. 17 na słupach ogłoszeniowych w mieście naklejano obwieszczenia o mobilizacji po niemiecku i... ku zaskoczeniu miejscowych Polaków - po polsku. Z polszczyzny na afiszach nasi rodacy podśmiewywali się, bowiem m.in. wzywano „winnych do ruchawki” (cywilów na ochotnika). Tego samego dnia zamknięto jednak „Dziennik Bydgoski”, a jego wydawcę i redaktora Jana Teskę, odsiadującego wyrok w więzieniu, zwolniono, po czym wysłano do wojska na front zachodni.
Szpiegomania
Wieczorem bydgoszczanie obserwowali na południowym nieboskłonie kometę z wyraźnym „ogonem”. Ci, którzy kilka dni wcześniej twierdzili, że to widomy znak nadchodzącej wojny, mieli ogromny powód do satysfakcji.
2 sierpnia rozpoczęły się prewencyjne aresztowania działaczy narodowych polskich i księży katolickich pod zarzutem... możliwości zawiązania przez nich spisku. Zakazano opuszczania Bydgoszczy bez specjalnej przepustki. Rozeszła się też po mieście plotka o pochwyceniu i rozstrzelaniu dwóch rosyjskich szpiegów.
Niemiecka prasa stała się tubą propagandową wojska, które przeznaczyło jej zadanie straszenia mieszkańców. Ogłoszono o zatruciu wody w Wiśle, o złapaniu na moście for-dońskim jadącego samochodem oficera niemieckiego przebranego za kobietę, o przewozie z Francji do Rosji złota w oponach samochodów itp. Wywołało to panikę i psychozę podejrzeń.
Pod Szubinem zastrzelono miejscowego starostę, który nocą wracał z Bydgoszczy, na własną rękę rewidowano nieznajomych. Policja chodziła od domu do domu w poszukiwaniu szpiegów i rekwirowała samochody, telefony, łódki, rowery i inne przedmioty, aby uniemożliwić ewentualne przedostanie się na stronę wroga.