- O Camino de Santiago dowiedziałam się z książki Paula Coehlo „Pielgrzym” - mówi Lucyna Szomburg z Trójmiasta.
<!** Image 2 align=right alt="Image 56415" sub="Wielu młodych pątników cieszy podczas pielgrzymki poczucie przynależności do grupy... / Fot. Jacek Smarz">Lucyna w 2004 roku samotnie przeszła ten najdłuższy, najsłynniejszy średniowieczny szlak pielgrzymkowy do relikwii św. Jakuba.
Miliard co roku
Chrześcijaństwo pierwszego tysiąclecia miało trzy święte szlaki. Z całej Europy drogi wiodły do Jerozolimy, do grobu św. Piotra w Rzymie oraz do Santiago de Compostela w Hiszpanii, miejsca pochówku św. Jakuba Starszego. Zapewniały błogosławieństwa i odpusty każdemu, kto przemierzył jeden z nich.
Jakub Apostoł był świadkiem cudów Chrystusa - wskrzeszenia córki Jaira i przemienienia na górze Tabor. Legenda mówi, że tą właśnie drogą, obecnie zwaną królewskim szlakiem francuskim, wędrował po śmierci swojego Mistrza z jego matką, Maryją. Podążając tym szlakiem od 847 roku pielgrzymi mieli nadzieję na odpuszczenie grzechów. W średniowieczu bywało, że przychodziło tu i milion pątników rocznie. Dziś też ludzie pokonują drogę, by dotrzeć do miejsca uświęconego.
- Szacuje się, że na całym świecie wędruje rocznie ponad 300 milionów chrześcijan - mówi prof. Antoni Jackowski z Zakładu Geografii Religii Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Gdy dodamy do tego pielgrzymki do tysięcy ośrodków o zasięgu regionalnym i lokalnym, liczba pątników przekroczy z pewnością miliard wiernych szukających co roku kontaktu z sacrum.
Obecnie najchętniej wędruje się do 20 głównych ośrodków kultu religijnego na świecie. Prawie po 15 milionów pątników co roku odwiedza Rzym i Guadelupe w Meksyku, blisko 7 mln San Giovanni Rotondo, gdzie jest grób o. Pio, naznaczonego stygmatami kapucyna, który przepowiedział młodemu Karolowi Wojtyle, że zostanie papieżem.
Dzisiejszy pątnik bardzo różni się od tych, którzy do celu docierali samotnie, pieszo, w milczeniu, podparci kijem. Polacy masowo korzystają z biur pielgrzymkowych, które organizują zbiorowe wyjazdy.
Potrzeba „pustyni”
Inaczej pielgrzymowała Lucyna Szomburg.
- Podróż przygotowałam za pomocą Internetu - opowiada ta matka trzech dorosłych synów i żona założyciela Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, związanego z „Solidarnością”. - Nie miałam sprecyzowanej intencji, wiedziałam jedno: chcę iść. Sama. Człowiek potrzebuje „pustyni”. Droga fascynowała mnie, odkąd sięgnę pamięcią.
<!** reklama left>Szlak tej pielgrzymki liczy, bagatela, 780 km! Lucyna najpierw samolotem z Polski przyleciała do Bordeaux we Francji. Stamtąd pociągiem pojechała do Saint Jean Pied de Port. Z tej wsi we francuskich Pirenejach ruszyła na wędrówkę swego życia. Dostała tzw. pielgrzymi paszport, do którego po drodze zbierała pieczątki potwierdzające, że faktycznie idzie pieszo. Dokument uprawniał ją do noclegów w schroniskach na szlaku. Zdarzało się, że spała w stuosobowej sali bez okien, za to z gotyckimi sklepieniami i za parę euro. Choć był wrzesień, wychodziłay przed świtem, żeby część trasy zaliczyć przed upałami. Zwłaszcza że często trasa wiodła ostro pod górę. Najwięcej idzie tu Francuzów i Hiszpanów, są Niemcy i Holendrzy. Lucyna spotkała starszego pana z Belgii, który szedł od progu swego domu.
- Na trasę liczącą około 3000 kilometrów przeznaczył 60 dni - mówi pątniczka. - Ja na swoją miesiąc.
Spotkała dwoje starszych ludzi z Bydgoszczy. Ciągnęli torby na kółkach. Pokonywali 20 km dziennie.
Średniowieczne Camino de Santiago przyciąga i młodych Polaków. Kilkuset przeszło je pieszo lub przejechało rowerem. Od 2005 r. mają swój klub. Pierwsze spotkanie wyznaczyli sobie w Toruniu. Opracowali też przewodnik po Camino inspirowany własnymi przeżyciami.
Z Torunia w tę drogę wybrał się Staszek. Muszlę, symbol szlaku (bo Jakub, zanim został apostołem, był rybakiem) przekazał kolejnemu torunianinowi, ks. Wojciechowi. Szedł też Paweł z toruńskiego seminarium. Z braku czasu nie przeszli jednak średniowiecznego szlaku. Wyruszli z Logarno w Hiszpanii, miejsca urodzenia św. Josemarii Escrivy. Szlak francuski swego czasu przemierzyli za to król Karol Wielki i św. Franciszek z Asyżu, a w połowie XX wieku papieże Jan XXIII i Jan Paweł II, a także rzesze nieznanych z imienia pątników.
Szlak przemienienia
- Czułam wspólnotę z tymi, którzy szli przede mną - przyznaje Lucyna Szomburg. - Oni też szukali głębszego sensu życia. Człowiek wyzwolony z codziennych obowiązków ma czas, by zastanowić się nad sobą, myśleć o najważniejszych sprawach.
<!** Image 3 align=right alt="Image 56415" sub="Lucyna Szonburg do hiszpańskiego sanktuarium pragnęła pielgrzymować w samotności / Fot. Jacek Smarz">Dla niektórych Camino de Santiago, uznane w 1987 roku przez Radę Europy za pierwszy europejski szlak kulturowy, jest jedynie trasą turystyczną, którą kończą w katedrze w Burgos obejmowaniem, na dobrą wróżbę, kolumny z podobizną apostoła. Ponoć jednak z Pirenejów wychodzi turysta, a do Santiago de Compostela dochodzi pielgrzym.
- Pielgrzyma ogarnia tutaj szczęście - zapewnia Lucyna Szomburg. - Nie martwi się, co będzie robił następnego dnia, tylko idzie. A dokoła zachwyca przyroda, świt w Pirenejach i mgły unoszące się znad dolin, przestrzenie pól i winnic, czerwona ziemia i rozgwieżdżone niebo.
- Gdy pątnik dojdzie do Santiago de Compostela, nie czekają na niego fanfary - przyznaje ks. Wojciech. - Po jego zdartych stopach, wylanym pocie, wewnętrznej walce, czy iść dalej, nie zostają materialne ślady. O tym być może pamiętają kamienie na drodze... Ale dla mnie były to najcudowniejsze rekolekcje. I refleksja, że nasze życie jest tylko małą częścią dziejów tego świata.