Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia na ulicy Długosza

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
O tej zbrodni mówiła cała Bydgoszcz. Zabicie w okrutny sposób dwojga nastolatków ze znanej w mieście rodziny było prawdziwym szokiem.

O tej zbrodni mówiła cała Bydgoszcz. Zabicie w okrutny sposób dwojga nastolatków ze znanej w mieście rodziny było prawdziwym szokiem.

<!** Image 2 align=none alt="Image 175196" sub="Narożnik ulic Dworcowej i Matejki. Tu znajdował się cieszący się dużą popularnością - nie tylko wśród mieszkańców Bydgoszczy - zakład Trieblerów / Fot. Tadeusz Pawłowski">30 marca 1960 roku Cecylia Triebler, wdowa po znanym powszechnie w Bydgoszczy artyście rzeźbiarzu, właścicielu zakładu kamieniarskiego przy ulicy Dworcowej, Piotrze, wróciła do swojego mieszkania przy ulicy Długosza w pobliżu dzisiejszego ronda Grunwaldzkiego dokładnie o godz. 20.45. Spieszyła się, bowiem była umówiona z klientem w celu podpisania ważnej umowy.

<!** reklama>Po wejściu do środka jej oczom ukazał się przerażający widok. W mieszkaniu panował potworny bałagan, a wśród rozrzuconych bezładnie przedmiotów leżała w kałuży krwi konająca 18-letnia córka Gabriela.

Matka pod wpływem szoku wybiegła z mieszkania. Dlatego dopiero wezwana natychmiast milicja odkryła w innym pokoju ciało kolejnego dziecka, 14-letniego syna Pawła, już martwego, z rozbitą głową i zaciśniętym na szyi elektrycznym kablem.

Jak wynikało z oględzin mieszkania i analizy śladów oraz odniesionych obrażeń przez ofiary, chłopiec zginął praktycznie od jednego uderzenia tępym narzędziem w głowę. Prawdopodobnie został zaskoczony przez napastnika, który dla pewności jeszcze go udusił. Dziewczyna stoczyła natomiast długą walkę o życie. W sumie otrzymała pięć uderzeń w głowę, prawdopodobnie łomem, a następnie napastnik poderżnął jej jeszcze gardło nożem. Do zdarzenia doszło, jak ustalono, około godziny 20. Zabójca zabrał z mieszkania tylko futro, aparat fotograficzny i dwa zegarki. Musiał się spieszyć, bowiem w mieszkaniu przeszukał dokładnie jedynie kredens, nie otwierając szaf.

„To musiał być on!”

Po ochłonięciu Cecylia Triebler, prowadząca nadal warsztat, złożyła zeznania, w których opowiedziała obszernie o swoim ostatnim kliencie, 22-letnim Tadeuszu R., którego spodziewała się zastać wracając do mieszkania. Z uwagi na czasowe zamknięcie zakładu, przyszedł on do mieszkania rodziny Trieblerów na ulicy Długosza. Przedstawił się jako konserwator zabytków, mieszkający w okolicach Warszawy, który w imieniu bogatej rodziny z Fordonu chciałby zamówić pomnik dla księdza na cmentarzu.

Po południu tego samego dnia Gabriela udała się z klientem do zakładu na Dworcową, by obejrzał i wybrał materiał do wykonania pomnika. Umówili się na podpisanie umowy w mieszkaniu na Długosza o godzinie 20.30.

Jak wynikało z zeznań sąsiadów, obcy mężczyzna przyszedł do mieszkania Trieblerów około godziny 20. Kilka minut później dobiegł stamtąd hałas: wołanie „ratunku” i stukanie o podłogę. Nikt z mieszkańców kamienicy nie zareagował. Zapadła cisza.

Stało się niemal pewne, że sprawca zbrodni jest już znany. Milicja natychmiast zarządziła blokadę miasta i okolicy, przeszukiwano pociągi i autobusy, niebawem po całym kraju rozesłano rysopis ściganego.

Krótko po północy Tadeusz R. został zlokalizowany. Wędrował pieszo wzdłuż kolejowych torów wiodących z Bydgoszczy do Gdańska. Zauważyli go kolejarze i poinformowali milicję. Podejrzany zatrzymany został przed Kotomierzem. Nie uciekał i nie stawiał oporu. Miał na sobie mocno poplamione krwią ubranie, a w torbie wszystkie świeżo skradzione rzeczy z mieszkania Trieblerów. Jeszcze tego samego dnia wieść ta rozeszła się po mieście za sprawą „Dziennika Wieczornego”, który na pierwszej stronie donosił: „Sprawca ohydnego mordu ujęty po błyskawicznym pościgu milicji”. Następnego dnia gazeta poinformowała o reakcji społeczeństwa: „Wczoraj do milicjantów pełniących służbę na ulicach Bydgoszczy podchodzili przechodnie i składali im gratulacje”.

Sala po brzegi wypełniona

Pogrzeb ofiar, zorganizowany w niedzielę 3 kwietnia na cmentarzu na Jarach, jak relacjonowała „Gazeta Pomorska”, zgromadził około 60 tys. ludzi! Według „IKP” było ich nawet 100 tys. Przybyli szczelnie wypełnili cmentarz i jego okolice, a także pole pod przyszłe osiedle Błonie. MZK z tej okazji podstawił specjalne tramwaje i autobusy. Proces Tadeusza R., który rozpoczął się już dwa miesiące później, toczył się przy wypełnionej po brzegi sali rozpraw, największej w budynku bydgoskiego sądu.

Jak ustalono w śledztwie, Tadeusz R., kamieniarz z zawodu, po wyjściu w grudniu z zakładu karnego w Tarnowie osiadł w Nowej Hucie. Tam postanowił napaść i okraść wdowę po znanym bydgoskim kamieniarzu, spodziewając się, że jest bardzo bogata. Łom przygotował sobie już w Nowej Hucie. W międzyczasie dokonał kilku kolejnych przestępstw, przed ujęciem go niewykrytych.

Na sali sądowej Tadeusz R. wycofał się z poprzednich zeznań i nie przyznał do winy, sugerując, że przyznanie się wymusili na nim milicjanci biciem. Proces toczył się w trybie doraźnym i trwał rekordowo krótko, bo tylko trzy dni. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości co do winy oskarżonego. W ostatnim słowie Tadeusz R. drżącym głosem prosił o darowanie mu życia. Słowa te nie zostały wysłuchane. 11 czerwca 1960 roku, po południu w trzecim dniu rozprawy, został ogłoszony wyrok: dwukrotna kara śmierci. Apelacja została błyskawicznie odrzucona. Miesiąc później Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Tadeusz R. zakończył życie w celi straceń w więzieniu w Gdańsku 10 sierpnia 1960 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!