Wszystko zaczęło się w okolicach Stade de France pod Paryżem. Trwała właśnie pierwsza połowa towarzyskiego meczu Francja - Niemcy, gdy kibice zgromadzeni na stadionie usłyszeli potężny wybuch. Najpierw jeden, a za kilka minut drugi i trzeci. Jak się potem okazało, do eksplozji doszło zaledwie kilkanaście metrów od bram stadionu, m.in. w pobliżu znajdującego się tuż obok McDonald’sa.
[
Nie jestem mocno zszokowany zamachem, patrząc na przekrój społeczeństwa francuskiego. Powinni się wręcz tego spodziewać - Artur Dubiel, expert z Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa.
](http://express.bydgoski.pl/344535,Zamach-w-Paryzu-byl-skrupulatnie-przygotowany.html "<span class="cytat" >Nie jestem mocno zszokowany zamachem, patrząc na przekrój społeczeństwa francuskiego. Powinni się wręcz tego spodziewać - Artur Dubiel, expert z Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa.</span>")
Ze stadionu natychmiast został ewakuowany prezydent Francois Hollande, który wyjątkowo oglądał mecz reprezentacji Francji. Ponieważ jego obecność była wcześniej wiadoma, jako jedną z hipotez można przyjąć, że miejsce ataku zostało wybrane nieprzypadkowo.
Wtedy jeszcze nikt na stadionie nie wiedział, co się stało, choć pierwsze informacje pojawiły się w radiu kilka minut później i na trybunie prasowej szybko się rozeszły. Aby nie powodować paniki 80 tysięcy ludzi, spiker nie podawał jednak żadnej wiadomości o zamachach aż do końca spotkania. Ale wiele osób najpewniej i tak się o tym dowiedziało, bo trybuny zaczęły masowo pustoszeć już kilka minut przed ostatnim gwizdkiem, co się dotychczas nie zdarzało. Trudno wytłumaczyć to tylko tym, że wynik był w tym momencie już praktycznie rozstrzygnięty (2:0). Ludzie chcieli najpewniej wydostać się z obiektu. Nie wiedzieli jednak, że ze stadionu wyjścia nie ma, bo policja wszystko obstawiła, a komunikacja (metro i szybka podmiejska kolejka) została zatrzymana.
Zobacz galerię: Zamachy terrorystyczne w stolicy Francji
Wtedy sytuacja wymknęła się spod kontroli. Już po zakończeniu meczu kibice zaczęli wracać na stadion, ale zamiast na trybuny ruszyli masowo… na murawę. Tak jakby uciekali w popłochu, szukając schronienia. Wśród nich wiele dzieci. W ciągu kilku minut Stade de France zapełnił się tysiącami ludzi, niezbyt przejmującymi się nawoływaniem spikera, aby nie panikować. Tylko zdecydowana reakcja służb porządkowych zapobiegła temu, że grupa kibiców nie przeforsowała wejścia prowadzącego do szatni, gdzie byli jeszcze zawodnicy.
Murawa była zapełniona przez kilkadziesiąt minut, gdy wreszcie jedno wyjście zostało odblokowane.
Sytuacja się wyraźnie uspokoiła, choć komunikacja do centrum Paryża została przywrócona dopiero pół godziny po północy, bo okazało się jeszcze, że na kolejowym Dworcu Północnym, który jest ważnym punktem przesiadkowym, znaleziono podejrzany pakunek bez właściciela. Na szczęście, niegroźny. Już wtedy wszystko odbywało się jednak bez widocznej paniki, także dzięki precyzyjnym informacjom, które były udzielane na bieżąco przez głośniki na poszczególnych stacjach.
Zobacz galerię: Zamachy w Paryżu_01
Czytaj również:
Piekło w Paryżu. 128 ofiar śmiertelnych zamachów terrorystycznych [ZDJĘCIA, VIDEO]