Młodej siły nikt niestety nie uświadomił w porę, że pełna szczerość dobra jest na kozetce psychoanalityka, ale nie w polityce – polityki informacyjnej nie wyłączając. W wyniku tego nieporozumienia dziennikarze dostali wersję, którą za chwilę urząd unieważnił. Młoda siła poprosiła w odwołaniu adresatów, by… pierwszy komunikat zignorowali. Tym samym popełniła kolejny kiks. Gdyby miała więcej doświadczenia, wiedziałaby, że prośba o zignorowanie wcześniejszego komunikatu jeszcze bardziej zachęci wścibskich żurnalistów do jego dokładnego przeczytania i publikacji tej właśnie wersji.
Przypuszczalny efekt końcowy urzędniczej komedii omyłek jest taki, że młoda siła dostała w pracy po uszach. Faktycznym efektem są natomiast publikacje medialne, które w Internecie wywołały spory ferment. Czy słusznie?
Moim zdaniem, nie. Najbardziej niepokojącym bydgoszczan tematem obrad zespołu o przydługiej nazwie były spekulacje o możliwych wywłaszczeniach właścicieli nieruchomości znajdujących się na już zatrutym albo wkrótce zatrutym – w wyniku podziemnej wędrówki trucizn – terenie w okolicy dawnego Zachemu. „Powstała mapa, baza danych z naniesionymi 550 obiektami znajdującymi się na terenie byłego ZACHEMU (studnie, piezometry itp.). Część z tych informacji powinna być ogólnodostępna. Baza ta zostanie przekazana do WIOŚ, następnie do GDOŚ, która wyśle do mieszkańców listy informujące, że zamieszkują Tereny Zdegradowane, co może skutkować m.in. wywłaszczeniami” – tak dokładnie brzmiał ów zapis w pierwszej wersji komunikatu dla mediów.
I takie działanie, moim zdaniem, jak najbardziej powinno być brane pod uwagę. Problem nie jest rozwiązany od wielu lat. Kolejne rządy, od lewa do prawa i z powrotem, przerzucały się nim, przeczuwając, że poważne i odpowiedzialne zmierzenie się z zagrożeniem wiąże się z ogromnymi wydatkami. Tak ogromnymi, że lokalne samorządy na pewno sobie z nimi nie poradzą, ale i na tyle dużymi w skali kraju, że każdy rząd też będzie podświadomie odkładał ich rozwiązanie na lepsze jutro. Czyli może następną kadencję, może już z innym premierem i pod innym politycznym sztandarem.
Czas będzie zatem płynął, podobnie jak trucizny w wodach gruntowych. A życie każdy z nas ma tylko jedno. I nie każdy gotów jest oddać je za ojcowiznę na ekologicznej bombie. Przyznam więc szczerze, że gdybym był mieszkańcem Łęgnowa Wsi i sąsiednich dawnych przysiółków, a obecnie peryferyjnych osiedli bydgoskich, to pewnie specjalnie nie broniłbym się przed wywłaszczeniem. Oczywiście pod warunkiem, że byłoby ono skalkulowane w satysfakcjonujący mnie sposób.
Zapyta ktoś, co znalazło się w drugiej wersji komunikatu dla mediów z pierwszego posiedzenia zespołu o przydługiej nazwie? Odpowiem krótko: ble, ble, ble…
