Zabójstwo fotografa i taksówkarza w Bydgoszczy. Te zbrodnie wstrząsnęły miastem
Śmierć fotografa
Pod koniec kwietnia 1934 roku pracownik piekarni przy ul. Długiej, wracając z nocnej zmiany, postanowił wstąpić po odbiór klisz, które poprzedniego dnia dał powszechnie znanemu w Bydgoszczy fotografowi Władysławowi W. do wywołania. Klient ku swojemu zdziwieniu spostrzegł, że drzwi do atelier są tylko przymknięte. Zastukał do ciemni, a potem uchylił drzwi. Władysław W. leżał twarzą do podłogi. Był martwy.
Przybyła na miejsce komisja sądowo-lekarska ustaliła, że zgon nastąpił około północy na skutek uderzenia w tył głowy ciężkim narzędziem. Trop zaprowadził śledczych do bydgoskiego półświatka. Okazało się, że Władysław W. prowadził podwójne życie, często nie wracając na noc do domu i w tym czasie, w swoim zakładzie, korzystał z usług bydgoskich prostytutek. Jedną z nich była Stefania K., przebywająca akurat w areszcie. Policja zastosowała wówczas sztuczkę. Do sąsiedniej celi na noc trafił „opiekun” Stefanii, 25-letni Adam N. Obydwa pomieszczenia były na podsłuchu. Kiedy para się rozpoznała po głosie, kobieta przestrzegła m.in. mężczyznę, by o wizycie u fotografa nie „puścił pary”, bowiem został znaleziony martwy.
Rano na przesłuchaniu Adam N. wszystkiego się wyparł. Jednak skapitulował po kilku dniach, kiedy okazano mu radio, które skradł z mieszkania fotografa i sprzedał pobliskiemu kupcowi, a także świadkowie, znajomi fotografa, rozpoznali jego płaszcz jako palto z charakterystyczna etolą, w którym chodził na co dzień Władysław W.
Jak zeznał zbrodniarz, krytycznej nocy wszedł do fotografa, poszukując „swojej” pracownicy. Dziewczyny nie zastał, natomiast między mężczyznami doszło do kłótni i szarpaniny, w której alfons „potraktował” fotografa kilkakrotnie noszoną przy sobie „gazrurką” w głowę. Rozprawa przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy odbyła się we wrześniu 1934 roku. Adam N. za zabójstwo na tle rabunkowym – tak ostatecznie ocenił jego postępek sąd - skazany został na karę dożywotnego pobytu za kratami.