Bez zezwolenia i rejestracji w Polsce kupić można wiatrówki strzelające z siłą do 17 dżuli. To wystarczy, by zabić.
Tę tezę udowodnili na wiele sposobów toruńscy naukowcy z Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji UMK. Przeprowadzili szereg eksperymentów z użyciem ludzkiej czaszki i mózgu zwierzęcego. Śrut typu „Diabolo” przebija czaszkę bez problemu.
<!** reklama left>- Postulowaliśmy wzorowanie się na prawie obowiązującym w Niemczech. Tam do wolnego obrotu dopuszczono wiatrówki o mocy do 7,5 dżula - wspomina dr Violetta Darul-Kwiatkowska. - Niestety, w Polsce przeważyły naciski importerów tego typu broni i zezwolono na sprzedaż wiatrówek o mocy 17 dżuli z lufami zarówno gładkimi, jak i gwintowanymi. Takie „zabawki” kupuje się w Internecie i nie trzeba ich rejestrować. Mogą zabić.
Tego samego zdania jest Czesław Maras, znany w kraju rusznikarz. - Po strzale z takiej wiatrówki w głowę pomóc może tylko szybka trepanacja czaszki. Jednak starsze i słabsze modele - jak iż 38, czy slawia 631, według moich obliczeń dysponujące mocą około 11 dżuli, też mogą oczywiście zrobić krzywdę. Krótko mówiąc, zabić mogę z każdej wiatrówki.
Także z tych replik broni krótkiej, które strzelają kulkami metalowymi. Okazuje się, że dziś wiele gangsterskich porachunków załatwia się przy pomocy wiatrówkowych pistoletów. Zastraszenia przez przyłożenie lufy takiej groźnej zabawki do głowy to nie przelewki.
W sprzedaży są także wiatrówki o absolutnie niekwestionowanej mocy - około 100 dżuli.
- Kupujący chce najczęściej postrzelać sobie na duże odległości i stać go na wydatek około 5000 złotych. Musi mieć ponad 18 lat, badania lekarskie i zarejestrować taką broń na policji - wyjaśnia Adam Łyziński ze sklepu z bronią.
Nie zabijają za to repliki broni używane przez zwolenników ASG, czyli Air Soft Guns, zabawy polegającej na ostrzeliwaniu się z broni wypluwającej z siebie plastikowe kuleczki. Dziecięce zabawki, które co jakiś czas poważnie niepokoją rodziców, gdy ich pociecha dostanie kulką w oko - to podwaliny szaleństwa, które opanowuje często poważnych biznesmenów ganiających się po godzinach pracy z „kałachami” w rękach.
Tak jak paintball, który wykorzystuje pistolety nieprzypominające oryginalnej broni, zabawa, bo jest to tylko zabawa, wyzwala potężną dawkę adrenaliny. Okazuje się, że coraz więcej osób potrzebuje takiego wentyla. Zdaje się, że lepsze to niż napawanie się bronią ostrą i zawsze ryzykowne „pykanie” z niej gdzieś na łonie natury.