Zapracowani rodzice kupują je po to, by mieć kontakt z pociechami i trochę spokojniejszą głowę. A dzieci? Nie zawsze wykorzystują telefony komórkowe zgodnie z tą intencją.
<!** Image 2 align=right alt="Image 38170" sub="Jak we wszystkim, w posługiwaniu się komórką obowiązują dobre obyczaje i kultura">Gdy komórka zadzwoni na lekcji, nauczyciel ma obowiązek przekazać telefon dyrektorowi. Komórka poleży w sejfie, dopóki w szkole nie pojawi się rodzic.
Mogłaby założyć lombard
- To nieprawda, że komórki w klasie mają wszyscy - mówi Aneta Jarocha z szóstej „c” Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu. - Jedna dziewczyna ma tylko kartę startową.
Jednak zaledwie dwoje z dwadzieściorga sześciorga uczniów tej klasy nie ma telefonu komórkowego. Aneta Jarocha ze swoim aparatem nie rozstaje się nawet w szkole. To już jej piąty model. Komórkę wyłącza tylko w czasie lekcji, bo tak każą nauczyciele.
- Raz mnie złapali i musiałam oddać telefon nauczycielce - potwierdza Patrycja Roszyk, koleżanka z klasy Anety. - Pani wychowawczyni śmiała się ostatnio, że mogłaby założyć lombard.
Rodzice po odbiór
Patrycja najbardziej boi się, że telefon trafi do sejfu dyrektorki. Mama nie zawsze ma czas, żeby do szkoły po telefon przyjść, a to, jak dodaje Dorota Szulc, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1, jedyny warunek, żeby komórkę odzyskać.
<!** reklama left>Dzieci wiedzą o tym, że na lekcji telefon nie może zadzwonić. Nie wolno odbierać również esemesów.
- Nie możemy zabronić uczniom przynoszenia telefonów do szkoły. Co jakiś czas przypominamy jednak przy okazji apelów i spotkań z rodzicami, że na lekcjach sprzęt trzeba wyłączyć - podkreśla dyrektorka „jedynki”. - Rodzice przychodzą nawet po tygodniu i odbierają telefony dzieci. Zdarzyło się jednak, że rodzic nie chciał przyjść. Twierdził, że jego dziecko nie może mieć komórki, ponieważ nigdy nie była mu kupowana. Uczniem zajęła się policja.
Kradzieże w szkołach zdarzają się bardzo rzadko. Gorzej jest z upilnowaniem uczniów podczas przerwy.
Skasowane u dyrektora
W Zespole Szkół Odzieżowych w Toruniu modne jest głośne słuchanie muzyki. A piąte klasy w Szkole Podstawowej nr 1 wpadły kiedyś na urządzonej i filmowanej na korytarzu bójce. Film miał trafić potem do komórek tych, którzy nie widzieli bijatyki na żywo. Dzieciaki skasowały film w gabinecie dyrektora.
<!** Image 3 align=right alt="Image 38170" >- Telefon zostawiam w domu. Potem są żale i płacze, jak trafi do depozytu - przyznaje Monika Palczewska z trzeciej klasy Gimnazjum Zespołu Szkół Odzieżowych w Toruniu. - Wpadłam, kiedy na matmie chciałam coś sprawdzić w komórce. Pani uznała, że bawię się telefonem. A przecież mogłam akurat używać kalkulatora. Na matmie się przydaje.
Uczniowie zgodnie przyznają, że telefon potrzebny jest także wtedy, kiedy trzeba nadrobić zaległości w szkole. Po co dzwonić na stacjonarny? Koleżanka może przecież przysłać esemesa z numerem zadanych ćwiczeń. Patrycja Roszyk dzwoni do siostry lub rodziców zawsze, kiedy wychodzi ze szkoły, żeby nie stać pod drzwiami, kiedy szybciej kończy lekcje. Monika Palczewska w ten sposób umawia się ze znajomymi. Dziewczyny nie wyobrażają sobie, by zostawiać telefony w domu.
- O sprawie dziewczyny z Gdańska wciąż nam nauczyciele przypominają - mówi Patrycja Roszyk. - Był apel, ale to wcale nie była minuta ciszy. Na końcu było głośno, wszyscy gadali.