Biało-czerwoni prowadzeni przez Marcina Dornę, co oczywiste, nie grają meczów eliminacyjnych. Ale terminy UEFA wykorzystują na mecze kontrolne rozgrywane na stadionach przyszłorocznego młodzieżowego Euro.
Polska U-21 po raz drugi w tym roku zagrała na obiekcie na Gdańskiej w Bydgoszczy. Po marcowym 1:0 z Finlandią U-21, w czwartek było 2:0 z Ukrainą U-21.
Problem w tym, że w tym samym czasie zespół rywali... grał eliminacyjny mecz z Irlandią Północną (1:1). Która zatem reprezentacja Ukrainy U-21 pojawiła się na Zawiszy? Zapewne „drugi garnitur”. Widać to było choćby po tym, z jaką swobodą polscy piłkarze dogodzili do bramkowych sytuacji.
Polacy wygrali tylko 2:0 (bramki zdobyli Mariusz Stępiński - 14 minuta i Kamil Mazek 85 minuta), a mogli znacznie wyżej. M.in. Mariusz Stępiński nie wykorzystał rzutu karnego w 84 minucie; z drugiej strony Jakub Wrąbel z I-ligowej Olimpii Grudziądz w 35 minucie też zatrzymał strzał Iwana Zotko z „wapna”.
Co powiedzieli po czwartkowym spotkaniu na Zawiszy trener i najlepszy napastnik reprezentacji U-21?
- Powinniśmy ten mecz wygrać znacznie wyżej, ja sam miałem kilka dogodnych sytuacji - przyznał po meczu napastnik FC Nantes. - Nie wiem z czego wynikała ta nieskuteczność, po prostu tak wyszło. Ale te gole będą nam potrzebne dopiero w przyszłym roku na mistrzowskim turnieju. Naszym celem będzie oczywiście zdobycie medalu, najlepiej złotego, choć o to na pewno nie będzie łatwo.
Z kolei trener Marcin Dorna tak podsumował ten mecz: - Jak widać, dobrze nam się gra w Bydgoszczy, powinniśmy częściej tu przyjeżdżać (śmiech). Cieszymy się ze zwycięstwa, że strzeliliśmy gole i sami ich nie straciliśmy, że w ostatnich meczach stwarzamy sobie dużo okazji bramkowych. Jesteśmy świadomi swoich atutów i swoich deficytów. Ten brak skuteczności był najbardziej widoczny, ale będziemy nad tym pracować. Każdy następny mecz jest po to, żeby zbudować zespół na przyszłoroczny finałowy turniej Euro w Polsce.