Ryzyko jest w parkour wpisane, ale pasjonatów nawet bolesne kontuzje nie zniechęcają. Dzięki swemu hobby traceurzy zyskują to, co dla młodych najcenniejsze - poczucie wolności.
<!** Image 2 align=right alt="Image 70470" sub="Murki, barierki, schody i inne architektoniczne „przeszkody” traceurzy pokonują jednym susem. To jednak efekt wielu wytrwałych ćwiczeń / Fot. Archiwum Łukasza Łosowskiego">Dla mieszkańców centrum Torunia trenująca parkour młodzież to codzienny widok. Jednak nie każdy mieszkaniec miasta się z tym godzi.
Chuligan w spódnicy?
- Często nas przeganiają. Zwłaszcza strażnicy miejscy. Starsi ludzie też lubią rzucić jakąś obelgę w naszym kierunku, ale nikt się tym nie przejmuje - mówi Marcin Cynkowski, nazywany przez kolegów „Cyną”. - Nie rozumieją idei parkour. Trudno. My nie mamy sobie nic do zarzucenia. To nieprawda, że dewastujemy zabytki.
Do jednej z toruńskich grup traceurów, czyli tak zwanych teamów, należy 16-letnia Marta, licealistka. Dziewczyna trenująca parkour to rzadki widok, ale nie niespotykany.
- Mimo docinków kolegów, nie zamierzam rezygnować. Zresztą idzie mi lepiej niż niektórym chłopakom. Szkoda, że tak mało dziewczyn zajmuje się parkourem, byłoby mi raźniej - mówi nastolatka.
<!** reklama>- Nie podoba mi się to, co robi córka, bo trochę się o nią boję. To bardzo inwazyjny sport i łatwo o skręcenia albo, co gorsza, złamania. Bardziej jednak nie podoba mi się podejście niektórych dorosłych do parkouru. Sąsiedzi mówią o córce „wandal w spódnicy”, a ta młodzież nie jest groźna! Jak wiem, ich celem nie jest niszczenie czegokolwiek. Owszem, skaczą i wdrapują się, gdzie dusza zapragnie, ale to chyba lepsze niż mazanie po murach lub zapijanie się w klubach, co niestety robią ich rówieśnicy - mówi pani Dorota, matka Marty.
Ćwiczą zazwyczaj w grupach. Ci najambitniejsi spotykają się nawet codziennie. Są też tacy, którym wystarczy trening raz w tygodniu.
- Jak w każdym sporcie, jedni radzą sobie lepiej, inni gorzej. Niektórzy mają to we krwi i nie muszą tyle ćwiczyć, a są też tacy, którzy trenują bardzo dużo, a osiągają marne efekty - mówi Marcin z toruńskiego Rubinkowa.
Ortopedzi ich znają
Choć mają swoje sposoby na utrzymanie formy, ryzyko urazów jest duże. Ortopedzi przestrzegają przed takimi wyzwaniami, bo miłośnicy parkouru trafiają do nich nadzwyczaj często.
- Najważniejsza jest siła nóg. Jeśli się nie dba o kondycje, kontuzja murowana. Może zabrzmi to zabawnie, ale polecam skakanie na skakance. Świetnie sprawdzają się też przysiady, zwłaszcza zimą, gdy na właściwe treningi nie pozwala pogoda - uważa 17-letni Adam z bydgoskiego Szwederowa.
W Bydgoszczy traceurów nie brakuje. Łukasz, uczeń Zespołu Szkół Elektronicznych, ma doskonałe przygotowanie do takich ćwiczeń, bo oprócz parkouru trenuje akrobatykę. Zaznacza jednak, że jedno z drugim niewiele ma wspólnego.
Mistrzowie ucieczki
- Jeśli ktoś, pokonując przeszkody, wykonuje salta bądź inne figury akrobatyczne, to nie trenuje parkouru, tylko free run. Różnica jest zasadnicza, jednak nie wszyscy ją dostrzegają. Często zdarza się, że ktoś myśli, iż uprawia parkour, a tymczasem naprawdę zajmuje się free runem - podkreśla bydgoszczanin. - Sam, pokonując przekody, zwracam uwagę jedynie na to, by zrobić to jak najskuteczniej i jak najszybiej. W parkourze liczy się nie efektowność, ale efektywność.
Jednym z miejsc ulubionych przez bydgoskich traceurów są okolice Multikina. Bywa, że gdy robi się ciemno, nie jest tam najbezpieczniej. Okazuje się jednak, że uprawianie parkouru może się przydać w takich sytauacjach.
- Gdyby mnie ktoś zaczepił, chyba wolałbym się bić, ale na pewno niektórzy traceurzy wykorzystują swoje umiejętności w takich momentach. Parkour może być sposobem na szybką ucieczkę. Ja z tego, czego się nauczyłem, korzystam raczej wtedy, gdy chcę szybko dokądś dotrzeć, ominąć tłum i przeszkody - zdradza Łukasz.
Każdy sport ekstremalny ma to do siebie, że dostarcza niecodziennych emocji. Takie uczucia nie są też obce miłośnikom parkouru.
Bywa, że nowo poznaną technikę ćwiczy się tygodniami, ale gdy w końcu widać rezultaty, czuje się ogromną satysfakcję.
- Nie wiem, czy skok na bungee wykonany któryś raz nadal dostarcza tak silnych emocji. W parkourze cały czas można się rozwijać i to jest wspaniałe - mówi Marta.
- Parkour daje poczucie wolności. Podczas ćwiczeń nie myśli się o szkole ani o problemach. Tu nie ma wyznaczonych zasad. Każdy sam kreuje swoją drogę. Tę samą przeszkodę można pokonać na wiele różnych sposobów. Liczy się wyobraźnia - dodaje Łukasz.
Zloty i fora
Najzdolniejsi traceurzy z całej Polski mogą sprawdzić się na konkursach organizowanych m.in. przez producenta jednego z napojów energetyzujących. Ci, którzy nie mogą stawić się osobiście, uczestniczą w plebiscytach na najlepszy film ukazujący ich zdolności. Miłośnicy parkouru spotykają się na zlotach, a doświadczeniami dzielą się np. za pomocą Internetu. W sieci znaleźć można fora dla tracerów i poradniki, z których dowiedzieć się można, na co zwracać uwagę podczas treningów, w co się ubrać i jak, krok po kroku, uczyć się danej techniki.
- Właściwe podejście to klucz do sukcesu. Jeśli ktoś zbyt wysoko stawia sobie poprzeczkę, łatwo nabawi się kontuzji. Uniknąć ich można tylko realnie oceniając swoje możliwości - uważa Łukasz.