Rozwijanie wyobraźni i nabycie pewnych podstawowych umiejętności - tego można nauczyć się w pracowni rzeźby, zachęca Eugeniusz Izdebski.<!** Image 2 align=none alt="Image 181462" sub="W swoim dorobku Eugeniusz Izdebski ma mnóstwo rzeźb, którymi często obdarowuje bliskich / Fot. Iwona Matusiak">
Czy Pana pasja ma swoje korzenie w tradycjach rodzinnych?
Moi rodzice zajmowali się plecionkarstwem i można powiedzieć, że była to podstawa moich dalszych zainteresowań. Sztuka ludowa w pewnym sensie była już w genach. Rzeźbą zresztą zainteresowałem się jeszcze w dzieciństwie, lubiłem i potrafiłem też rysować, podobno bardzo ładnie.
I tak się zaczęła przygoda z rzeźbą?
Los skierował mnie następnie do szkoły drzewnej w Łabiszynie, tam nabrałem większej pewności siebie, tam też zaczęły powstawać pierwsze rzeźby.
Ma je Pan jeszcze u siebie?
Nie, ale wiem, kto ma, ponieważ zachowały się w rodzinie.
Ale Pana dom pewnie jest pełen rzeźb?
I tu się Pani myli. Wszyscy myślą, że tak jest, ale mam dużo różnych eksponatów, lecz nie swoich.
Urodził się Pan w Słupach?
Tak, ta wieś również silnie oddziaływała na moje zmysły. Jest tam przecież piękny kościół położony na wzniesieniu, rzeka i w ogóle mnóstwo cudownych miejsc. Każdy, kto posiada odrobinę wyobraźni, na pewno to dostrzeże.
Powróćmy jeszcze do czasów wczesnej młodości. Kiedy zaczął się Pan zajmować rzeźbą zawodowo?
Po Łabiszynie była Bydgoszcz, gdzie trochę się uczyłem, trochę pracowałem, a następnie poszedłem do wojska. W szkole podoficerskiej pracowałem z młodzieżą i to były podstawy mojej działalności pedagogicznej. Tam miałem dużo czasu, żeby tworzyć. Po wojsku przeprowadziłem się do Żnina, a to za sprawą mojej żony, która pochodzi z Jaroszewa.
Wtedy też, w 1971 roku, była pierwsza wystawa...
Tak, ale w Bydgoszczy. Był to taki cykl wystaw prezentujący dorobek różnych miejscowości z regionu. Później byłem na plenerze w Funce, razem z harcerzami. Tak się złożyło, że przyjechały tam ówczesne władze Żnina i zaproponowano mi pracę z młodzieżą.
Ma Pan już na swoim koncie liczne grono wychowanków...
Tak, wśród moich uczniów był Maciej Żurawski, który obecnie ma swoją pracownię w Warszawie, jest Kasia Szymańska, Alina Wilczkowska czy Rafał Rompała, którzy studiują na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Widać, że ta praca owocuje. Zresztą nie każdy zostaje po moich zajęciach rzeźbiarzem, ale coś tam zawsze zostaje. Część osób, kontynuuje swoje zainteresowania, zajmując się zawodowo zupełnie czymś innym.
Czy teraz z młodzieżą pracuje się trudniej?
Praca z młodymi ludźmi bardzo się zmieniła. Nie jest łatwo zachęcić ich do uczestnictwa w warsztatach. Rzeźba w Żninie zawsze była na wysokim poziomie, ale teraz jest raczej mało popularna.
Ale nadal zdarzają się prawdziwe perełki...
Oczywiście, że tak i, wbrew powszechnym opiniom, dziewczęta są chyba lepszymi rzeźbiarzami niż chłopcy.
Czego można się u Pana nauczyć?
Nie chodzi nam o naukę czysto teoretyczną, ale raczej o rozwijanie wyobraźni, nabycie pewnych podstawowych umiejętności, a także odróżnienie kiczu od dzieła sztuki.
Teczka personalna:Eugeniusz Izdebski, mieszkaniec Żnina:
Od 35 lat prowadzi zajęcia z rzeźby w Żnińskim Domu Kultury. Debiutował podczas wystawy w Bydgoszczy w 1971 roku, w tym roku podczas Jarmarku Sztuki Ludowej obchodził jubileusz 40-lecia pracy twórczej. Mieszka w Żninie. Ma troje dzieci, dwóch synów i córkę.