Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyroki szanownej pani magister

Grażyna Ostropolska
Zasiadała we władzach samorządu aptekarskiego. Była sekretarzem Pomorsko-Kujawskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. Pod jej okiem odbywali staż młodzi farmaceuci. I nagle czar Aliny P. prysł, posypały się wyroki.

W lutym 2005 roku - 2 lata za wyłudzenia, w styczniu 2006 - rok i 6 miesięcy za kradzież. Obydwa wyroki w zawieszeniu. Latem 2004 roku Okręgowy Sąd Aptekarski na rok zakazał jej wykonywania zawodu za wprowadzenie do obrotu lewych recept na anaboliki. Kara wygasła w połowie ub.r. Alina P. nadal pracuje w zawodzie. Ostatni wyrok zakazuje jej wprawdzie prowadzenia aptek przez 2 lata, ale nie jest prawomocny. Prokurator zapowiada wniesienie apelacji.

- Jak wyrok uprawomocni się, zastanowimy się, co z tym zrobić - mówią aktualni pracodawcy Aliny P. Powiedziała im tylko o wyroku sądu aptekarskiego, o sprawach karnych - nie. Nowi pracodawcy pani P. tworzą własną sieć aptek. Nie są farmaceutami. Magister farmacji z odpowiednim stażem jako kierownik apteki to warunek uzyskania koncesji. Dlatego jest w cenie. Etyka zatrudnianego jakby mniej się tu liczy.

Kapitał i po morale?

<!** Image 3 align=right alt="Image 16943" >Wytrawni farmaceuci twierdzą, że morale ich zawodu spadło, gdy w branży pojawiły się gry kapitałowe. Padły rodzinne apteki. Wykosiły ich duże sieci, którym hurtownie dawały większe upusty. Pojawił się dumping i nieczysta konkurencja. Nowi lokalizowali swoje apteki w pobliżu starych, opanowali szpitale i przychodnie. Gry cenowe i mocna reklama dopełniły reszty.

Alina P. też nabrała apetytu na kapitałowe gry. Przed kilkoma laty dołączyła do 500 aptekarzy tworzących wielką polską hurtownię leków „Hygea”. Wniosła udziały, a potem brała towar i nie płaciła. Jesienią 2003 r. jej dług w „Hygei” sięgał 900 tys. zł. Leki brała na konto spółki „Alwa”, do której wciągnęła męża. W Bydgoszczy państwo P. mieli dom z apteką, wyceniony na 663 tys. zł i dwie inne nieruchomości warte co najmniej 350 tys. zł.

Przykład z góry

Przykład mogła brać z góry, od ówczesnego wiceprezesa „Hygei”, Wojciecha G. Jego syn założył z byłym dyrektorem bydgoskiego „Cefarmu”, panem W., spółkę „Apo-Pari-Net”. Wojciech G. został jej prokurentem. Gdy „Hygeą” zainteresowała się wrocławska prokuratura (we Wrocławiu była jej siedziba), dług spółki wobec hurtowni przekraczał 8 mln zł. Dziwnym przypadkiem zginęły też weksle, którymi „Apo-Pari-Net” płaciła za towar. A za zarobioną na lekach gotówkę wspólnicy kupowali i urządzali kolejne apteki: w Bydgoszczy, Toruniu, Grudziądzu, Solcu Kujawskim.

Cichy wyrok

Doniesienie o przestępstwie wyłudzenia towarów z „Hygei” złożył przed 3 laty jej nowy zarząd. W hurtowni brakowało już wtedy 98 mln zł. Widać, że inni akcjonariusze „Hygei” postępowali podobnie. Prokurator zatrzymał wyciek leków, a Alina P. wniosła o upadłość „Alwy”, ale towar brała nadal, tym razem z hurtowni Polskiej Grupy Farmaceutycznej S.A. (dawny „Cefarm”). Wyłudziła z niej leki za ponad 43 tys. zł. W lutym 2005 r. zapadł wyrok - 2 lata w zawieszeniu na 5 lat i obowiązek naprawienia szkody. Alina P. i jej mąż przyznali się do winy. Rozgłos związany z procesem był niebezpieczny, bo farmaceutka właśnie odbywała starą karę. Latem 2004 r. Okręgowy Sąd Aptekarski zawiesił jej prawo wykonywania zawodu na rok. - To był jeden z najostrzejszych wyroków dyscyplinarnych - wspomina prezes zarządu Pomorsko-Kujawskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, Piotr Chwiałkowski. - O innych karnych sprawach i wyrokach tej pani nic nie wiem. Próbowaliśmy uzyskać te informacje w prokuraturze, ale odpisano nam, że nie jesteśmy stroną.

Anaboliki na psa

Sąd nad Aliną P. wstrząsnął środowiskiem. Samorządowa aktywistka przyjmująca ordery, organizująca doroczne szkolenia i zjazdy brała udział w przestępczym procederze. W 2 bydgoskich aptekach (gdzie miała udziały) oraz w aptece w Świeciu, którą kierowała, wprowadziła do obrotu fałszywe recepty na anaboliki. Omnadren, testosteron i metanabol były rozprowadzane po siłowniach. Ten nagły wysyp nie uszedł uwagi policjantów z PG KMP w Bydgoszczy. Kontrola kujawsko-pomorskiego wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego wykryła około 300 fikcyjnych recept. Fałszowano na nich pieczątki, nazwiska pacjentów i lekarzy. Jedno było prawdziwe. Właściciel przychodni weterynaryjnej zdziwił się, gdy zobaczył swoją receptę na kilkaset opakowań anabolików, które miały leczyć psom mięśnie. Były fałszywe. Nie było to trudne do wykrycia. Recepty miały ten sam numer. Tylko 3 apteki (te, w których działała Alina P.) je realizowały. Przestępczy proceder prowadziły 3 osoby. Jedna już nie żyje. Mężczyzna, który rozprowadzał anaboliki po siłowniach, sam przedawkował. Zysk ze sprzedaży dzielono, refundacja z NFOZ trafiała do kieszeni pani P.

Kolejny proces z Aliną P. w roli oskarżonej udowodnił, że pieniądze z konta, na które trafiała refundacja za leki, natychmiast przelewane były na prywatne konto Aliny P. Wspólniczka P. długo nie mogła wyjść z szoku. Okradła ją osoba, która była dla niej autorytetem. 122 tys. zł z konta ich wspólnej apteki przeniosły się do kieszeni Aliny P. Pani X przyjęła ją do spółki, bo sama nie miała doświadczenia w prowadzeniu apteki. Alina P. dostała 10 proc. udziałów i podjęła się prowadzenia księgowości. Śledczy bacznie się jej potem przyjrzeli. Ustalili, że gdy na koncie apteki pojawiała się refundacja z NFOZ, Alina P. szybko przelewała ją na prywatny rachunek. - Chciałam zaoszczędzić na opłacie za przelewy - tłumaczyła przed sądem - Gotówką opłacałam inne należności spółki. Ale dowodów na to nie znaleziono.

Wyrok w tej sprawie zapadł w końcu stycznia. Rok i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata i zakaz prowadzenia działalności gospodarczej przez 2 lata. Prokurator zapowiada apelację. Będzie się domagał surowszej kary, w tym obowiązku naprawienia szkód. Ale z tym może być problem.

Majątek ucieka

Alina P. oficjalnie nie ma żadnego majątku. W czasie kiedy wyłudzała towar z hurtowni i przelewała pieniądze z apteki na prywatne konto, często odwiedzała notariusza. 20.12. 2002 r. nabyła za 187 tys. zł część domu na bydgoskim Szwederowie. W ciągu 9 miesięcy jego wartość spadła do 50 tys. zł - na tyle określiła warość darowizny dla 19-letniego syna. Przekazała mu świeżo zakupiony dom we wrześniu 2003 r. Był to czas, kiedy prokurator siedział już w „Hygei”, a Alina P. wyłudzała leki z byłego „Cefarmu”. Rok wcześniej zrobiła ponowny manewr z mieszkaniem. Lokal o pow. 110 m kw. przekazała rodzinie męża. Podobno za dług (78 tys. zł) sprzed lat. Szwagierka pozwoliła pani P. tam mieszkać. Potem użyczyła tego lokalu jej rodzicom. A pani P. wraz z mężem przeniosła się do domu, który właśnie podarowała synowi. „Nie mam żadnego majątku ruchomego ani rzeczy osobistych”- oświadczyła w prokuraturze. Na poczet spłaty długów udało się zabezpieczyć kilkunastoletniego fiata 126 p oraz garść taniej biżuterii.

Przykład Aliny P., która nadal wykonuje swój zawód, demoralizuje. Jak to oceniają ci, którzy nad aptekarską etyką sprawują nadzór?

PS Przez pracodawcę prosilismy o kontakt z Aliną P. Nie oddzwoniła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!