Związany i zakapturzony siedział w ciężarówce prowadzonej przez rosyjskich oprawców. John Harding czuł, że jego życie dobiega końca.
Nie wiedział, że był jednym z pięciu brytyjskich zakładników, którzy jadą w nieznane. Gdy zdał sobie sprawę, że przekroczyli wschodnią granicę Ukrainy i wjechali do Rosji, jego puls przyspieszył.
59-latek wyobraził sobie, że jest przywiązany do pala i słyszy trzask karabinu kata. Pomyślał, że byłby to koniec czterech miesięcy trzymania go w Donbasie, tortur i bicia podczas przesłuchań.
Oprawcy używali batów do bydła, którymi bili więźniów, a ze starego telefonu uczynili narzędzie tortur. Jeńcy musieli wybrać numer, a po przekręceniu tarczy rażono ich prądem. - Całkiem pomysłowe - mówił Harding.
Podupadł na zdrowiu, ma problemy z chodzeniem, schudł, doznał uszkodzeń kręgosłupa i rąk. Co najgorsze, widział, jak w niewoli zmarł w lipcu inny brytyjski zakładnik, Paul Urey. Harding służył jako sanitariusz w ukraińskim wojsku, gdy pojmali go Rosjanie. Groziła mu kara śmierci, a strażnicy kazali mu nagrać film, aby pożegnał się z córką.
Ciężarówka zatrzymała się. Harding i jego przyjaciele, Aiden Aslin, Dylan Healy, Andrew Hill i Shaun Pinner byli przerażeni. Gdy zdjęto mu kaptur, oszołomiony Harding zdał sobie sprawę, że jest na lotnisku. Kazano jeńcom iść do samolotu.
- Nie wiedzieliśmy, dokąd lecimy. Rolety okienne były opuszczone i nie wolno było ich podnosić. Wystartowaliśmy i długo lecieliśmy. Ktoś w pewnej chwili powiedział mi, że jesteśmy nad Egiptem. Podniosłem rolety i po raz pierwszy pomyślałem: "Nie umrzemy" - opowiada Brytyjczyk.
Jego gehenna i męki pozostałych czterech brytyjskich jeńców dobiegły końca.
Ich uwolnienie wynegocjowano w ramach wymiany więźniów między Rosją a Ukrainą, w której pośrednikiem był saudyjski książę Mohammed bin Salman.
Zobacz też: Bogaci w Rosji nie idą do wojska

mm