W ubiegłą niedzielę z powodu zapalenia zatok Kamil Stoch został zmuszony do rezygnacji z udziału w drugich zawodach w Klingenthal. Sześć dni później w Engelbergu po chorobie nie było praktycznie śladu. Stoch już po pierwszej serii, w której uzyskał 133,5 metra, był siódmy. W finałowej kolejce nasz najlepszy skoczek nie miał problemu z utrzymaniem się w najlepszej dziesiątce, a w dodatku nawet przesunął się o jedno miejsce w górę tabeli. Stoch na razie nie jest jeszcze w formie, która pozwalałaby mu walczyć o zwycięstwa w pucharowych konkursach, ale prezentuje bardzo solidną dyspozycję i potwierdza, że wrócił do szerokiej światowej czołówki. On sam znalazł jednak pewne mankamenty w swoich próbach.
- Skoki były spóźnione, i na treningach, i pierwszy w konkursie. W drugiej serii wyszedłem więc z progu wcześniej i tym razem było chyba nawet zbyt wcześnie, a mogłem lądować jeszcze kilka metrów dalej. Miejsce szóste to jest jednak super poziom, choć czuję, że mam rezerwy i mogę więcej. Muszę jednak doprowadzić skoki do perfekcji, bo margines błędu zmniejszył się do zera - powiedział Stoch w rozmowie z Eurosportem.
Warto przeczytać
I to wszystkie pozytywy, jeśli chodzi o start Polaków w sobotnich zawodach. Dramatycznie źle wypadli nasi pozostali reprezentanci. O czwórce Polaków chciałoby się napisać chociaż kilka pozytywnych słów, ale jest to zadanie wyjątkowo trudne. Nie pomogło ostatnie ratunkowe zgrupowanie w Ramsau, nie pomogła skocznia w Engelbergu, tyle razy określana mianem obiektu, który jest dla Polaków szczęśliwy. Poza Stochem nasz zespół wypadł w sobotę fatalnie - w gronie sześciu najsłabszych uczestników konkursy było aż trzech podopiecznych trenera Michala Doleżala. A pamiętajmy, że dwaj kolejni, w tym mistrz świata Piotr Żyła, w ogóle nie zdołało zakwalifikować się do konkursu.
- Nie wiem za bardzo, o co chodzi, ale pojawiły się nowe błędy. Nie umiałem dobrze dojechać do progu. Już rozpoczynając najazd widziałem, że coś nie gra i nie będzie się dało z tego odlecieć. Wszystko siada. Zobaczymy, czy dam radę sobie z tym radę i czy znajdziemy tego powód - powiedział w rozmowie z Eurosportem Paweł Wąsek.
Dodajmy, że zmiany kadrowe raczej wiele nie pomogą. W sobotę w Kuusamo odbył się Puchar Kontynentalny - nasze zaplecze nawet w zawodach drugiej ligi uplasowało się co najwyżej w trzeciej dziesiątce.
Polacy, poza Stochem, lądowali blisko, za to światowa czołówka zapewniła kibicom dużo emocji. Konkurs wygrał Karl Geiger, drugi po pierwszej serii, a najlepszy po rundzie finałowej, który wyprzedził Ryoyu Kobayashiego i Timiego Zajca. Japończyk w drugiej kolejce lądował najdalej (140 metrów), ale mimo to musiał uznać wyższość Geigera, umacniającego się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Z kolei Zajc na półmetku zawodów był najlepszy, ale nieco krótszy drugi skok zepchnął go na trzecie miejsce.
Wyniki:
1. Karl Geiger (Niemcy) - 287,4 (137/140)
2. Ryoyu Kobayashi (Japonia) - 286,6 (137,5/140,5)
3. Timi Zajc (Słowenia) - 282,6 (139/137)
4. Killian Peier (Szwajcaria) - 277 (138,5/135,5)
5. Jan Hoerl (Austria) - 270,8 (136/134)
6. Kamil Stoch - 270,2 (133,5/133,5)
35. Andrzej Stękała - 108 (121,5)
44. Jakub Wolny - 99,3 (118)
45. Paweł Wąsek - 99 (116)
48. Dawid Kubacki - 91 (111)
