Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko przez Jimiego Hendrixa

Krystyna Lubińska
Rozmowa z TOMASZEM GWINCIŃSKIM, gitarzystą, perkusistą, kompozytorem i autorem tekstów.

Rozmowa z TOMASZEM GWINCIŃSKIM, gitarzystą, perkusistą, kompozytorem i autorem tekstów.

 

<!** Image 2 align=right alt="Image 45496" >Encyklopedie piszą o Panu jako legendarnym współtwórcy zupełnie nowego rozdziału w polskiej muzyce. Pan w Bydgoszczy, a Tymon Tymański, Jerzy Mazzoll i Mikołaj Trzaska w Trójmieście pod koniec lat 80. stworzyliście yass, czyli jazz pełen improwizacji. To była kontestacja klasycznego polskiego jazzu, do którego wprowadziliście inne gatunki: free jazz, współczesny rock, surrealistyczny teatr instrumentalny i poezję. Mówiło się, że wasza muzyka jest tak wolna i energetyczna jak para wydobywająca się z gwizdka czajnika.

Wcale nie miałem poczucia wyjątkowości ani tego, że jestem pionierem, prekursorem. A kiedy okazało, że na początku grały w tym nurcie tylko 4 osoby w Polsce, to byłem, przyznam się, w szoku. Myślałem, że w każdym mieście jest po dziesięć takich grup.

O zespołach yassowych, między innymi bydgoskich „Trytonach” i gdańskiej „Miłości”, było swego czasu bardzo głośno: relacje w TVP, potem Festiwal Yassowy w Krakowie…

Rozwojowi tego rodzaju muzyki pewnie też sprzyjał czas. Dzięki przemianom ustrojowym w Polsce mogły wreszcie pojawić się kluby z prawdziwą muzyką klubową graną na żywo, jak „Trytony” czy potem Fabryka Rzeźb Gadających Ze Sobą „Mózg”. Do tej pory w Bydgoszczy ludzie mogli chodzić tylko do „Orbisu”, „Zodiaku” czy „Michała i Baśki” z muzyką graną do kotleta. Wolny rynek zaczął działać też w fonografii. Płyty można było już nagrywać bez specjalnych pozwoleń i obwarowań ze strony Ministerstwa Kultury. Właśnie wtedy nagrałem, m.in., „Enoptronie”, „Zarys matematyki niewinnej” i „Tańce bydgoskie”.

Bogdan Hołownia, toruński muzyk, a wcześniej magister ekonomii UMK , który uczył się jazzu w Stanach Zjednoczonych, dowiedział się o fenomenie bydgoskiej sceny yassowej „Mózg” właśnie w Nowym Jorku!

<!** reklama left>Nasze granie rozniosło się po świecie do tego stopnia, że artyści z nowojorskiej sceny muzycznej marzyli o koncertach w „Mózgu”! A w Toruniu też nas znają. W klubie studenckim „Od Nowa” grałem, dzięki zaproszeniom Mirosława „Maurycego” Męczekalskiego, we wszystkich składach yassowych od „Łoskotów” i „Maestro Trytony” począwszy. Do filmu „Owoce miłości” Marka Żydowicza wystawianego na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Operatorskiej „Camerimage”, wtedy jeszcze w Toruniu, pisałem muzykę.

Na Akademii Medycznej w Łodzi przez 4 lata studiował Pan medycynę. W Krakowie na Akademii Muzycznej u Bogusława Schaeffera kompozycję. Wygrała muzyka. Poza klubową również ta do ponad 30 spektakli teatralnych, filmów i programów TVP, w tym do filmu, którego akcja dzieje się we Wdzydzach Tucholskich pt.: „I co wy na to, Gałuszko?” w reżyserii Marcina Sautera i Macieja Cusce, jednej z najlepszych długometrażowych produkcji niezależnego kina. Współpracował Pan ze Starym Teatrem w Krakowie i teatrem telewizyjnym. Czy ostatni sezon spędził Pan również w przybytkach Melpomeny?

W Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu robiłem transowe dźwięki do nagradzanego potem spektaklu - „Ifigenia z Aulidy” wg Eurypidesa - w reżyserii Pawła Passiniego. Ludzie po każdym spektaklu płakali, ale taka jest siła antycznego dramatu i talentu reżysera młodego pokolenia, jakim jest Paweł, który studiował w Akademii Teatralnej w Warszawie, ale również przez 3 lata był związany z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych „Gardzienice”.

W Teatrze Nowym w Poznaniu Paweł Passini zrealizował „Dybuka”. Tę historię miłości Lei i Chanana, baśniową opowieść o duszy szukającej spoczynku, Passini oparł na motywach „Słownika chazarskiego” Milorada Pavica, poezji Edmunda Jabesa i „Dybuka” Szymona Anskiego. Żyd w spektaklu Passiniego, z Pańską muzyką, szuka swojej Ziemi Obiecanej w słowie. Taki rodzaj pisania inspirował też Franza Kafkę, który wytyczył nowe horyzonty w literaturze światowej. I chyba też Pana, skoro razem z Pawłem Pasisinim popełnił Pan swoją pierwsza sztukę teatralną pt.: „Amszel i Kafka”. Co więcej, jej bohaterem jest nie kto inny, jak właśnie ten austriacki pisarz.

Kafka zaintrygował nas: taki wielki człowiek, mędrzec naszych czasów, a prowadził życie zwykłego urzędnika! Sztukę napisaliśmy na podstawie „Dzienników” samego Kafki oraz „Rozmów z Kafką” Gustawa Janocha. Premiera odbyła się w czerwcu 2006 r. w Teatrze Polskim we Wrocławiu. W naszej sztuce fakty zmieszały się z fikcją, więc uczyniliśmy pisarza aktorem, odtwórcą Golema w żydowskiej trupie aktorskiej. Kafka nie otrzymał wychowania w ortodoksyjnej tradycji, ale wciąż szukał swych korzeni w judaizmie.

Klimaty żydowskie tak Pana urzekły, że zamierza Pan zbudować w Warszawie, na wzór sceny Johna Zorna w Nowym Jorku, ogólnopolską scenę muzyczną, która odrodziłaby muzykę żydowską. A z materiału dźwiękowego do „Dybuka” zapowiada Pan płytę. Dotąd w Pańskiej muzyce było słychać głównie fascynację Krzysztofem Komedą, Johnem Coltrainemi jedynie trochę wpływów etnicznych. A tu kolejne zaskoczenie, płyta z piosenkami i tekstami po polsku! Na dniach ukaże się w sprzedaży, „Klub Samotnych Serc Pułkownika Tesko”.

O takiej płycie marzyłem od lat, o czym dobrze wiedzą bywalcy moich koncertów w bydgoskich klubach „Sanatorium” czy „Wiatraczku”! Współpracując z teatrami, spędzam w nich i po 10 miesięcy w roku. I siłą rzeczy przesiąkam literaturą, więc i sam chcę wyrażać się również poprzez słowo. Zresztą już Bob Dylan wprowadził do popkultury wagę tekstu. Specjalnie więc zrobiłem pauzę w tym roku od teatru, by nagrać tę płytę i wkrótce wyjechać w trasę koncertową.

A teksty powstawały w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Po polsku właśnie, bo jestem zmęczony nadmierną obecnością angielskiego w życiu, piosenkach.

Teksty u pułkownika Tesko są poetyckie i ironiczne zarazem.

„Kobietę uniwersalną” napisałem na Manhattanie w Nowym Jorku. Po takiej kłótni z dziewczyną, że nieomal nie wyleciałem przez okno razem z futryną. W Central Parku do zeszytu przelałem cały męski skowyt. „Bejbe, bejbe” to z kolei tekst każdej zakochanej kobiety. Jeśli nie wysławia go wprost, to ma go w oczach. Każda piosenka ma swoją historię.

Piosenki nagrał też wspomniany już Tymon Tymański. Okazuje się, że teraz yass to nie tyle określenie nurtu w jazzie, co określenie podejścia do muzyki w ogóle.

„Klub Samotnych Serc Pułkownika Tesko” w brzmieniu nawiązuje do współczesnych produkcji muzyki pop, jednocześnie klimatu nagrań lat 60., zwłaszcza nurtu psychodelic i wczesnych rockowych produkcji - Jimi Hendrix Exorience, Zappy i Beatlesów. Jestem rocznik 1963. Wychowałem się na tej muzyce. Dzięki Hendrixowi w wieku 12 lat zacząłem uczyć się samodzielnie gry na gitarze.

Aż się nie chce wierzyć, ale te hendrixowe słynne brzmienia nagrał Pan w studio w Szubinie.

To rewelacyjne studio moich przyjaciół. Zresztą cała płyta jest przedsięwzięciem towarzyskim. Marta Filipiak robiła okładkę. Paweł Passini pomagał w realizacji teledysku, a pieniądze wysupłał Krzysztof Strymiński z „Instytutu Rozwoju Technologii Informatycznych w Bydgoszczy.

Płyta nawiązuje do słynnego albumu Beatlesów pt.: „Klub Samotnych Serc Sierżanta Pieprza”. Podobnie też - komentuje otaczający świat. Pułkownik Tesko nakręca do kupowania…

Jestem jednym z tych, którzy nie umieją się dopasować do świata kultury marketów. Uleganie mu powoduje, że człowiek przestaje się rozwijać. A to rozwój, odkrywanie w sobie umiejętności, choćby to było stolarstwo czy robienie na drutach, jest istotny w życiu. Bez względu na jakość tego, co powstanie, lepsza jest pasja grafomana niż siedzenie w fotelu i skakanie pilotem po kanałach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!