Średnio co dziesiąty licealista chodzi na lekcje przygotowania do życia w rodzinie. W gimnazjum jest lepiej. Ale nic dziwnego, skoro naucza się go w ramach... wiedzy o społeczeństwie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 44998" sub="W VIII LO na lekcje „wudeżetu” chodzi co dziesiąty uczeń. Zainteresowanie przedmiotem wykazują tylko dziewczęta. - Chłopców zgłasza się tak mało, że nie ma nawet możliwości zorganizowania jednej grupy - przyznaje dyrektorka">Wychowanie do życia w rodzinie w liceum to przedmiot obowiązkowy, jednak nie dla uczniów, a dla dyrekcji szkoły, która takie zajęcia dla młodzieży musi zorganizować. Chodzą na nie jednak tylko ci, którzy wyrażą na to ochotę.
Jeśli rodzic się zgodzi...
- I ci, których rodzice się na to zgodzą - podkreśla Aldona Sobień, dyrektorka VIII LO w Bydgoszczy. - Wychowawca przedstawia rodzicom program zajęć, podręcznik. Rodzic może porozmawiać z nauczycielem przedmiotu i, jeśli nie widzi przeszkód, zgodzić się na udział dziecka w zajęciach. Ale to uczeń ostatecznie decyduje, czy jest nimi zainteresowany - dodaje dyrektorka.
W praktyce chętnych nie ma zbyt wielu. Program obejmuje dziesięć godzin rocznie, a zajęcia realizowane są popołudniami. W „ósemce” chodzi na nie około 10 procent uczniów, głównie dziewczęta.
<!** reklama left>- Spotkania dzielimy na pięć dwugodzinnych lekcji. Trzeba przyznać, że ci, którzy na nie uczęszczają, są tematyką mocno zainteresowani. Zajęcia przeradzają się zazwyczaj w gorące dyskusje i często się przedłużają - przyznaje dyrektorka i dodaje, że najtrudniejsze zadanie to pozyskanie nauczyciela przedmiotu. - Namawiałam swoich nauczycieli na studia podyplomowe, ale nie było chętnych. Zatrudniam więc osobę z zewnątrz. Ale może to i dobrze, bo młodzież przed „obcym” chętniej się otwiera - dodaje.
Niemal stuprocentowa frekwencja na „wudeżetach” panuje za to w gimnazjach. Tam przedmiot realizowany jest w ramach wiedzy o społeczeństwie.
... to historyk nauczy
- Jeden rozdział podręcznika to przygotowanie do życia w rodzinie. Tego przedmiotu uczy jednak historyk, który nie zawsze jest przygotowany do prowadzenia takich zajęć. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby był to oddzielny, obowiązkowy przedmiot, połączony z ratownictwem. Zastąpiłby, na przykład jedną z czterech godzin wuefu, których w wielu szkołach nie ma gdzie realizować. Uczniowie chcą o tym rozmawiać, ale nie wszyscy nauczyciele to potrafią - przyznaje Andrzej Bogucki, dyrektor Gimnazjum nr 3.