Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspólnotowa droga przez mękę

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Dariusz Bloch
Jako felietonista, a więc mądry błazen, powinienem uwodzić czytelników zarówno głębią myśli, jak i finezją stylu. Niestety, czuję, że moja prominentna pozycja u stóp monarchy jest zagrożona, skoro jeden z redakcyjnych kolegów tak potrafił wystylizować, wręcz wypieścić zwykłą informację o nowym parkingu przy bloku na Błoniu. Posłuchajmy raz jeszcze:

„Parking? Nic wielkiego, ktoś powie. Inny zapyta, dlaczego zwykły parking na zaledwie 25 miejsc budowano tyle czasu. Tylko członkowie wspólnoty mieszkaniowej wieżowca na Błoniu wiedzą, jak dużo „zwykły” parking kosztował ich wysiłku, ile wymagał uporu, jak wiele trzeba było mieć cierpliwości, samozaparcia i pokory, by doprowadzić sprawę do końca. Dziś mogliby napisać broszurę poglądową, pełną praktycznych porad dla innych wspólnot”.

Budowane od 1960 roku Błonie być może u zarania opiewane było z podobnym talentem. Jeśli tak, to pewnie z tą różnicą, że wówczas na przeszkodzie pionierom postępu stawali przede wszystkim wrogowie klasowi, bumelanci, a nawet nasyłani nam przez CIA w pakiecie z żarłocznymi żukami kolorado - sabotażyści. Dziś, jak można się z cytowanego wyżej poematu dla dorosłych zorientować, rolę wroga wspólnotowego ludu pracującego przejęli przede wszystkim urzędnicy:

„Potem rozpoczęło się przepychanie projektu przez urzędnicze tryby - donosi kronikarz parkingu. - Do akcji wkroczyli geodeci i geolog oraz rozległe grono rozmaitych insytucji, z których każda miała na gruncie wspólnoty coś swojego. (...) Swoje trzy grosze musieli też wtrącić zazdrośni mieszkańcy innych bloków”.

Na szczęście zadrośnikom z sąsiedztwa nie udało się wetknąć kija w szprychy machiny postępu i za karę nie dostaną przepustki do raju. W wielkim finale przewodniczący wspólnoty zapowiada bowiem, że „wkrótce wspólnotowy parking zostanie ogrodzony”. Pionierom z Błonia już zaś „chodzą po głowach następne pomysły”.

Sąsiedzi nie oczekują, że ktoś im dorzuci do kapelusza, tylko że umożliwi szybkie pokonanie formalnych raf, które poprzedzają budowę. - Jaroslaw Reszka

Otóż i u mnie lektura parkingowej kroniki spowodowała ruch pomysłów pod czerepem. W dwóch ostatnich latach kilkakrotnie pisaliśmy o szczęśliwym finale budowy w ramach miejskiej inicjatywy 25/75. Kto jeszcze nie wie, co ten szyfr znaczy, niech się uczy. Chcesz mieć równą jak stół ulicę, porządny chodnik albo - jak pionierzy z Błonia - przydomowy parking? Nie czekasz na mannę z nieba, nie pomstujesz na rząd i Pana Boga, tylko zdejmujesz kapelusz i proponujesz sąsiadom zrzutkę. Jeśli uda się wam uzbierać czwartą część kwoty potrzebnej do spełnienia marzeń, to z pełnym kapeluszem ruszacie do magistratu. Tam dorzucą wam brakujące trzy czwarte i w trymiga zbudują, czego dusza zapragnie.

Tyle idea. Z praktyką bywa różnie. Nawet ci, którzy uzbierali pełny kapelusz, ustawiani są w kolejki. Bo miasto też z pustego nie naleje. Może zatem należałoby pomyśleć o nowym wcieleniu idei partnerstwa miejsko-prywatnego? Mówię teraz całkiem serio. Przykład wspólnoty z Błonia pokazuje, że po sąsiedzku można się zrzucić nie tylko na ćwiartkę parkingu, ale nawet na cały plac. Ten opisywany kosztował 130 tysięcy. Budowa trwała miesiąc, natomiast 11 miesięcy - uzgodnienia z Urzędem Miasta.

Trudno uwierzyć, że w Bydgoszczy, wygrywającej ranking Banku Światowego najlepszych miast do założenia biznesu, formalności związane z budową parkingu na 25 aut muszą trwać blisko rok. Może zatem Urząd Miejski, zamiast dorzucać spory grosz, a i tak skazywać ludzi na długie czekanie, zaproponuje zorganizowanym społecznym inwestorom szybką ścieżkę legalisacyjną? Jak w praktyce mogłoby to wyglądać? Sąsiedzi się skrzykują, robią zrzutkę i z pełnym kapeluszem meldują się w ratuszu. Nie oczekują, że ktoś coś im dorzuci do kapelusza, tylko że umożliwi szybkie i bezkonfliktowe pokonanie formalnych raf, które poprzedzają samą budowę. Mogą na przykład dostać do dyspozycji urzędnika pośrednika, który zajmie się formalnościami. Jako fachowiec będzie natychmiast wiedział, jakich formalności trzeba dopełnić. A jako członek urzędniczej rodziny, będzie umiał się dogadać z innym urzędnikiem jak brat z bratem. Radość byłaby jeszcze większa, gdyby wspólnoty tak finalizujące budowę mogły liczyć na zniżki w niektórych opłatach.

Nie wiem, ilu znalazłoby się chętnych na taką pomoc. Prawdopodobnie jednak ewentualne kwasy byłyby mniejsze niż przy tzw. budżecie 5/6: w tym wariancie mieszkańcy głosują na projekty dzielnicowych inwestycji, zgłaszane przez mieszkańców. Kilka dni temu na przykład wypłynął w „Expressie” konflikt pomiędzy Radą Osiedla Szwederowo i miastem. Fakty rzeczywiście dziwią. Na rewitalizację skweru Tadeusza Nowakowskiego wpłynęło - zdaniem działaczy ze Szwederowa - minimum 590 głosów. Tymczasem w podanych przez ratusz zestawieniach pomysł miał zebrać raptem 45 głosów. Ech, ratuszowi fachowcy... Na pewno nie od arytmetyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!