Pierwszy mój dzień w nowej pracy. Wszędzie widzę kobiety: od recepcji po ostatnie piętro. Różnorodność stylów kreacji i urody - porażająca, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Wszędzie uśmiechy. Słowem - raj.
<!** Image 3 align=none alt="Image 216016" sub="Fot.: Miasta Kobiet">
Dopiero, gdy poznałem dziesiątą koleżankę, to zjawił się facet - dyrektor. I tu nie wytrzymałem i głośno pytam. - O co do diabła chodzi z tym parytetem? Kto to tu powinien domagać się takowego? Myślę, że dziś w wielu miejscach pracy, to my, mężczyźni powinniśmy walczyć o parytet.
Maszynki do głosowania
Feministki w tej sprawie drą buzie na pikietach; że żyjemy w kraju męskocentrycznym, że kobiety gorzej zarabiają, że trudniej im na ścieżce kariery, że płacą cenę społecznej stygmatyzacji, ponieważ muszą rodzić i wychowywać dzieci.
Politycy widzą nowy las maszynek do głosowania i bez skrupułów żerują na tej egzaltacji, strojąc się w gębę postępowych obrońców praw mniejszości. Publicystki i publicyści wyciągają zaraz z tego konsekwencje, rozbudowując definicję homofobii, uffff... Niewiele brakuje, żeby producenci na swych wyrobach zamieszczali metki: produkt powstały przy zachowaniu parytetu w firmie.
Zasada równości
Według nauk społecznych, parytet to forma dyskryminacji pozytywnej polegająca na administracyjnym rezerwowaniu miejsc dla reprezentantów określonych grup społecznych.
Ma gwarantować zasadę równości uczestnictwa, przeciwdziałać wykluczeniu ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, przynależność partyjną, czy inne kryterium.
Cztery na jednego
Tyle nauka, a codzienność zadaje kłam pierduologii feministek. Bo ja wszędzie widzę kobiety, choć zaraz usłyszę, że jak to? Kto rządzi samorządami, ilu jest radnych w spódnicach, a ilu w spodniach.
Tylko, że to akurat wynika z woli wyborców, w tym i głosujących kobiet. A ile kobiet przypada na jednego mężczyznę w Warszawie? Aż cztery! Wierutną bzdurą jest twierdzenie, że mężczyźni podkładają kobietom nogi. A wracając do początku. Nie
odetchnąłem bynajmniej z ulgą na widok dyrektora, bo wolę raj niż
koszary.
*Janusz Milanowski
Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu.