https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wojna, tyle że przeciwko grypie

Sławomir Bobbe
Wszyscy zapewniają, że ptasia grypa nam nie grozi. Gdy jednak zagrozi - miasto czeka chaos komunikacyjny i potężne wydatki.

Wszyscy zapewniają, że ptasia grypa nam nie grozi. Gdy jednak zagrozi - miasto czeka chaos komunikacyjny i potężne wydatki.

<!** Image 2 align=right alt="Image 17422" >Na sygnale w kierunku Brdy jadą policja, straż pożarna i miejscy strażnicy. Chwilę później do miejskiego centrum zarządzania kryzysowego wpada Andrzej Kaszubowski, komendant straży miejskiej, a w sytuacjach szczególnego zagrożenia szef zespołu reagowania kryzysowego. Teraz już wiadomo - u pięciu padłych wczoraj łabędzi stwierdzono wirusa ptasiej grypy. Co gorsza, występującego w mutacji niebezpiecznej dla człowieka.

Czarne scenariusze

Powiatowy lekarz weterynarii nie ma wątpliwości, postępuje według z góry ustalonego scenariusza. Trzykilometrowy obszar od miejsca wystąpienia wirusa uznaje za „okręg zapowietrzony”, odcina od reszty miasta i ewakuuje mieszkańców. Na drogach dojazdowych zakładane są specjalne śluzy, wypełnione środkiem chemicznym, w którym „kąpią” się wyjeżdżające samochody. Kolejne pierścienie ochrony powstają na 10. i 20. kilometrze. Tu również obowiązuje ostry rygor sanitarny. I tak będzie przez trzy tygodnie, zanim nie ustali się przyczyn i źródła zakażenia.

Tak wyglądać mógłby scenariusz działań, gdyby doszło do wykrycia wirusa ptasiej grypy w Bydgoszczy. - Jesteśmy do tego przygotowani. Prowadziliśmy nawet ćwiczenia, które zakładały podobne zdarzenie - mówi Robert Dobrosielski z wydziału zarządzania kryzysowego bydgoskiego ratusza.

Jeśli powiatowy lekarz weterynarii stwierdzi, że zagrożenie jest poważne, przejmie „dowodzenie” zespołem reagowania kryzysowego. Od jego decyzji zależeć będzie, między innymi, czy konieczne będzie ewakuowanie mieszkańców. - To czarne scenariusze. Prawda jest taka, że wielkiego zagrożenia nie ma. Nie stwierdzono w naszym kraju żadnego wirusa ptasiej grypy - mówi Ewa Kowalik, zastępca powiatowego lekarza weterynarii. - Ptaki, które spotykamy na co dzień, są u nas od dawna, one nie wędrują, nie są więc nosicielami choroby.

Lekarze uspokajają, że nawet kontakt zwierząt domowych z chorymi ptakami nie musi oznaczać, że zarażą się wirusem. - Także obawy przed spożywaniem drobiu czy jajek są nieuzasadnione. Polskiej fermy nie opuści chore mięso czy jaja - twierdzi Ewa Kowalik. - Grupą, która mogłaby mieć największe obawy, są... sami lekarze weterynarii oraz pracownicy, którzy mają kontakt z drobiem.

Wiedzą, gdzie kupić

Dla miasta wystąpienie ogniska choroby w jego centrum mogłoby się skończyć chaosem komunikacyjnym i potężnymi stratami finansowymi. Jak przyznają urzędnicy z wydziału zarządzania kryzysowego, miasto wie, gdzie kupić potrzebne środki i sprzęt zabezpieczający, ale jeszcze tego nie zrobiło. - Gdy dotarła do nas informacja, że ptasia grypa czai się u naszych granic, natychmiast zaktualizowaliśmy nasze dane, dotyczące środków ochrony - mówi dyrektor Dobrosielski.

A koszty są ogromne. Tylko udział policji w 30-dniowej akcji wyceniono na ponad 60 tysięcy złotych. 50 tysięcy kosztuje pianka poliuretanowa do wyściełania śluz, przez które przejeżdżać muszą samochody wyjeżdżające ze strefy zagrożenia. Ponad 100 tysięcy trzeba zapłacić za płaszcze i rękawice dla ekip ratowniczych.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski