Zostawmy jednak biedne panie, one i tak się nasłuchają w najbliższych dniach. Jeśli zaś chodzi o Lewandowskiego, to mam trochę ambiwalentne odczucia. Bo trudno nie przyznać racji Zbigniewowi Bońkowi, który po tym, jak „Lewy” strzelił cztery gole Realowi Madryt w półfinałowym meczu Ligi Mistrzów stwierdził, że nie jest to nasz sukces, tylko Borussii Dortmund i indywidualnie samego piłkarza.
[break]
Niestety, ma nasz miłościwie panujący prezes PZPN sporo racji. Bo „Lewy” nie jest - jak to się nieładnie mówi - „produktem” polskiego systemu futbolu młodzieżowego. Taka Legia w ogóle nie chciała z nim podpisać kontraktu, aż zdecydował się Lech i przygarnął biedaka do Poznania. Potem nagle okazało się, że na Poznań to on jednak jest za dobry i musiał się przenieść do Dortmundu. A teraz okazuje się, że i finalista Ligi Mistrzów, czyli Borussia, jest za słaba i za biedna, i trzeba się przenieść do finansowego potentata.
Mimo wszystko chętnie podłączę się pod ten sukces i stwierdzę, że Polak potrafi. Rzadko, ale jednak. Kiedyś naszym wspaniałym piłkarzom (Deynie, Lacie, Szarmachowi i innym) przez lata wyjazd na Zachód blokowała władza. Potem kariery udało się zrobić naprawdę nielicznym, bo ilu ludzi pamięta, że w Bayernie mieliśmy już Polaka - Sławomira Wojciechowskiego? Niech więc Lewandowski gra jak najlepiej i najczęściej. Ku chwale Polski i swojej.