Z przyrodą u nas tak już jest, że jeśli chce się ją zniszczyć, to solidne drzewo staje się „drzewkiem”, a rozłożysty krzew - „krzaczkiem”. Takich „drzewek” i „krzaczków” między blokami mamy jak na lekarstwo. Rzeczywiście
najbardziej rachityczne okazy w ostatnich latach zostały przetrzebione za sprawą zmian klimatycznych i towarzyszących im nawałnic
.
Nie inaczej było na Kapuściskach, gdzie wspomniane „małe drzewko”, czyli kilkudziesięcioletnia wierzba. Część drzew, m.in. rosnące szybko i wysoko, lecz słabo ukorzenione topole, sama padła tam pod wichurą, część trzeba było wyciąć, bo zaczęły zagrażać przechodniom. Wierzba przy Baczyńskiego nie zagraża nikomu. Jej jedyną „winą” jest to, że rośnie tam, gdzie spółdzielnia zaplanowała wiatę śmietnikową. Można się spierać, co dla ważniejsze: drzewo czy śmietnik? Ale chyba lepiej poszukać miejsca, które nie zmuszałoby do takiego wyboru.
Pan kierownik z „Jedności” uspokaja mieszkańców, że jeśli dojdzie do postawienia wiaty w tym miejscu, to wierzba zostanie przesadzona lub zamiast niej posadzi się w sąsiedztwie młode drzewka. Moim zdaniem, oba pomysły są kiepskie. Przesadzanie kilkudziesięcioletniego drzewa to skomplikowana, kosztowna operacja bez pewności, że się uda. Pacjent może jej nie przeżyć. Z młodymi drzewkami też różnie bywa - wystarczy spojrzeć, na te, które posadzono przy remontowanych ulicach. A nawet jeśli drzewka się przyjmą, to rosną zbyt długo, by starsze pokolenie zdążyło nacieszyć się ich cieniem.
