Ekstraklasa piłkarska ruszyła w Polsce bez wielkich fanfar. W cieniu wpadki reprezentacji na Euro i kompromitacji klubów w europejskich pucharach. No i krótko po falstarcie nowego trenera reprezentacji Waldemara Fornalika w Estonii.
Nie da się ukryć - to nie jest sezon ligowy, na który czekaliśmy z wypiekami na twarzach od tygodni. Zwłaszcza, że znowu w ekstraklasie nie mamy swojego lokalnego przedstawiciela. Przyjdzie nam śledzić poczynania innych, ale chyba bez większych emocji. Zawsze się denerwowałem na osoby, które twierdziły, że naszej piłki nie oglądają, bo ta jest beznadziejna. Skoro bowiem nie oglądały, to skąd wiedziały, że taka jest?
<!** reklama>
Mimo wszystko można było wyłapać perełki w postaci naprawdę fajnych spotkań czy efektownych bramek. A jak jeszcze odpowiednio ubrał to w swoim magazynie Canal+ (a od zeszłego sezonu również Polsat), produkt pod nazwą naszej ekstraklasy wydawał się nawet zjadliwy. Może nie pyszny, ale do strawienia.
Jak będzie tym razem? Jak wspomniałem, obawiam się, że gorzej. Większość drużyn raczej się osłabiła. Hity typu Legia - Wisła, Lech - Legia czy Wisła - Lech straciły nieco na atrakcyjności. To już nie to, co kilka lat temu. Owszem, mamy ładne stadiony, ale za tym nie poszedł wzrost poziomu sportowego i nakręcenie koniunktury na polski futbol. Na pewno nie pomogły wyniki reprezentacji na Euro czy klubów w pucharach. W dodatku mamy kryzys gospodarczy. Wszystko to sprawiło, że piękne stadiony straszą pustymi krzesełkami. Na koniunkturę przyjdzie poczekać.
