40 mieszkańców domów na Piaskach nadzieję widzi już tylko w prezydencie. Boją się, że Andrzej Rumianowski postawi im pralnię chemiczną. Biznesmen uspokaja, że wodną.
- Od początku mowa jest o tym, że przy ulicy Szmaragdowej powstanie taka pralnia. Jeszcze w ubiegłym tygodniu urzędnik wydziału architektury i budownictwa, z którym rozmawiałem, używał właśnie terminu „pralnia chemiczna” - mówi Ireneusz Woźniak.
Takiego obiektu między swoimi domami mieszkańcy ulic Szmaragdowej, Ametystowej, Włocławskiej, Turkusowej, Diamentowej, Agatowej i Brylantowej w toruńskiej dzielnicy Piaski zdecydowanie nie chcą.
<!** reklama>- Wielu z nas kupiło działki w przetargu od miasta z przekonaniem, że wybuduje domy dla nas i naszych dzieci w okolicy niezanieczyszczonej chemią i przemysłem. Miasto, sprzedając grunty, przeznaczyło na „rzemiosło nieuciążliwe” pas działek, położonych najbliżej cmentarza przy ulicy Włocławskiej. Pytaliśmy w Urzędzie Miasta, co miasto rozumie pod tym pojęciem i otrzymaliśmy odpowiedź, że ma to być działalność typu zakład szewski, krawiecki lub biura rachunkowe - przypominają prezydentowi Michałowi Zaleskiemu mieszkańcy dzielnicy w złożonej 13 stycznia petycji, którą podpisało czterdzieści osób.
Pralnię otworzyć chce Andrzej Rumianowski, który reprezentuje Zakład Pracy Chronionej „Margo”. Firma produkuje odzież roboczą i jest dystrybutorem chemii gospodarczej.
Na siedzibę nowej pralni przedsiębiorca wybrał były zakład mechaniczny przy ulicy Szmaragdowej 13-15.
- Właściciele złożyli do nas wniosek o zmianę sposobu użytkowania tego obiektu z warsztatu na pralnię chemiczną - informowała na łamach „Nowości” 24 listopada 2008 roku Agnieszka Pietrzak, rzeczniczka prezydenta Torunia.
Andrzej Rumianowski wyjaśnia jednak, że chodzi o pralnię wodną, której działanie w żaden sposób nie zaszkodzi okolicy.
Termin „pralnia wodna” pojawił się też w piśmie, które 15 stycznia zechciał wystosować wydział architektury i budownictwa do mieszkańców ulicy Szmaragdowej. Na to pismo, będące odpowiedzią na wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie oceny oddziaływania na środowisko, Zbigniew i Agnieszka Adamscy czekali ponad miesiąc. Wniosek złożyli 9 grudnia, a datę wpływu oznaczono stemplem na 11 grudnia. Zgodnie z przepisami, urzędnicy mieli 30 dni na odpowiedź. - Zaniedbali to - przyznaje rzeczniczka Agnieszka Pietrzak.
- Czujemy się skołowani i ignorowani. Nie wiemy, co sądzić o zmianie terminologii. Niestety, nie mamy zaufania ani do inwestora, ani do urzędników. Bardzo chcielibyśmy mieć wpływ na naszą okolicę. Dlatego napisaliśmy petycję do prezydenta - mówi nauczycielka Monika Woźniak.
Stroną w całym postępowaniu mieszkańcy będą tylko wtedy, gdy konieczne okaże się wydanie decyzji środowiskowej dla pralni. - Ale to nie mieszkańcy a inwestor może o taką decyzję wnioskować - tłumaczy Pietrzak. - Na razie wydział ochrony środowiska uznał, że taka decyzja nie jest wymagana. Czekamy jeszcze na opinię powiatowego inspektora nadzoru sanitarnego.