W warszawskiej pikiecie uczestniczyło kilkudziesięciu przedstawicieli Kujawsko-Pomorskiego, którzy dźwiękiem syren i szałamai manifestowali poparcie dla protestujących pielęgniarek.
<!** Image 2 align=right alt="Image 57112" sub="Autobus z bydgoskimi związkowcami, którzy wzięli udział w pikiecie, dotarł do Warszawy z godzinnym opóźnieniem. /Fot. Dariusz Bloch">Tuż przed szóstą rano grupa pięćdziesięciu reprezentantów związków zawodowych, działających w bydgoskich zakładach pracy, wsiadała do autobusu.
- Myślę, że zaraz po pikiecie będziemy wracać - mówił Andrzej Arndt, lider oddziału regionalnego Forum Związków Zawodowych. - Jadą z nami związkowcy z MZK, „Solidarności ’80”, wodociągów i PKP. W Warszawie chcemy wręczyć przedstawicielom rządu naszą petycję. Uważamy, że należy zmienić system wypłaty wynagrodzeń we wszystkich zakładach.
Bydgoszczanie dotarli na pikietę z godzinnym opóźnieniem.
<!** reklama left>- Autokar się zepsuł - relacjonowała Barbara Belicka, wiceprzewodnicząca Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność - Oświata”. - Grupa oświatowa jest tu dobrze widoczna. Mamy flagi związkowe, syreny i szałamaje. To dawne instrumenty dęte. Najważniejsze jest jednak to, że możemy wesprzeć koleżanki. Trzymamy za nie kciuki. Mamy też nadzieję, że pozostałe związki zawodowe, nawet te, które są bliżej władzy, wspierać będą postulaty pielęgniarek. Może skończą się wreszcie podstolikowe negocjacje.
Bydgoszczanie używali także klaksonów, by zaznaczyć swoją obecność. Jak oszacowali, w pikiecie uczestniczyło około dwóch i pół tysiąca osób.
- Nie zależało nam na liczbie uczestników - twierdzi Andrzej Arndt. - Chcieliśmy przede wszystkim pokazać, jak wiele organizacji związkowych wchodzi w skład forum. Każdą z nich reprezentowało od pięciu do siedmiu członków.
Podczas pikiety zarząd FZZ, który kilka dni temu przekształcił się w komitet protestacyjno-strajkowy, zrezygnował z przekazywania rządowi dodatkowych postulatów.
- Zdecydowaliśmy, że nie będziemy robić zamieszania. Minister zdrowia Zbigniew Religa zachowuje się jak dżentelmen, więc poczekamy na efekty negocjacji - mówił Andrzej Arndt i zauważał z dumą: - Wypadliśmy bardzo efektownie. Mieliśmy dobre nagłośnienie i tuby samochodowe...
Niezbyt zadowolony z frekwencji był natomiast Jacek Majewski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy.
- Dziś trudno mówić o efektach pikiety. Na pewno to, że było nas niewielu, zostanie wykorzystane przeciwko nam - przypuszczał. - Jeśli nie dojdzie do rozwiązań systemowych, to trzeba będzie pomyśleć o innych ostrzejszych formach protestu. Tu już nie chodzi tylko o pielęgniarki, nie tylko o lekarzy i nauczycieli. Tu chodzi o wszystkie grupy zawodowe, których minimalna płaca powinna wynosić sześćset euro. Dziwię się tylko „Solidarności”, że stanęła po drugiej stronie i wspiera działania rządu.
Bydgoscy związkowcy wrócili do domów, a w Warszawie w „białym miasteczku” pozostały pielęgniarki. Może uda się im dotrwać do wtorku, czyli do dnia, w którym zaplanowano kolejną turę negocjacji z ministrem zdrowia Zbigniewem Religą. Wojewoda mazowiecki Jacek Sasin uznał jednak, że protest pielęgniarek jest nielegalny i dał czas prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz do poniedziałku. W tym czasie powinna ona zlikwidować „białe miasteczko”.