<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >Dla większości bezrobotnych wzięcie udziału w płatnych, atrakcyjnych kursach i szkoleniach jest poza ich finansowym zasięgiem.
Jedyną możliwością poszerzenia umiejętności, zdobycia nowego zawodu lub uprawnienia jest pomoc ze strony urzędu pracy. Pomijając oczywiście wysoko kwalifikowanych bezrobotnych, którzy jednak w rejestrach urzędów pracy się nie pojawiają, korzystając raczej z pomocy firm headhunterskich i prywatnych pośredników. Cała rzesza bezrobotnych jednak czeka na możliwość przeszkolenia z pomocą PUP. Tych możliwości, mimo starań urzędników w pozyskiwaniu pozabudżetowych, konkursowych pieniędzy, jest coraz mniej. Jeśli porównać kwoty, które bydgoski PUP mógł wydać w roku 2010 na aktywną walkę z bezrobociem (35 mln złotych), z dzisiejszymi możliwościami (kilkanaście milionów) gołym okiem widać, że moce szkoleniowe spadły o połowę.
<!** reklama>
To ogromna szkoda dla samych bezrobotnych, bo z pieniędzy, które co roku trafiają do urzędów pracy, te wydane na aktywne zwalczanie bezrobocia są najlepiej wydanym publicznych groszem, dość szybko zresztą wracającym do budżetu w formie podatków, które niedawni bezrobotni płacą. Tak się bowiem składa, że ci, którzy w ogóle zgłaszają się na takie kursy i szkolenia, są osobami, które realnie chcą podjąć zatrudnienie i szukają każdego sposobu na wyjście z bezrobocia. Nie można tego powiedzieć o wielu pracownikach „szarej strefy”, którzy pojawiają się w PUP po ubezpieczenie. Ich obsługa kosztuje krocie, a wydane pieniądze nigdy się nie zwrócą.
