Dr Paweł Grzesiowski to immunolog. W rozmowie z Onetem odniósł się do tego, co zostało ogłoszone na sobotniej konferencji premiera z ministrem zdrowia. Jego zdaniem, nie wniosła ona niczego nowego do strategii walki z epidemią.
Jedynym rzeczywistym krokiem podjętym w sobotę, oprócz apeli do społeczeństwa i przedstawienia aktualnych statystyk, jest ustalenie wydzielonych godzin handlu i usług dla osób starszych. Nie podano żadnej nowej koncepcji, nie zmieniono zasad organizacji edukacji w szkołach – mówi w Onecie dr Grzesiowski.
Ekspert zwraca też uwagę na to, że dotychczasowe komunikaty rządu dotyczące szkół opierają się na niejednoznacznych danych i są niespójne. Premier na konferencji wspomniał o tym, że 100 szkół pracuje zdalnie, tymczasem według danych MEN z 9 października ich liczba była dwukrotnie większa, a ponadto 811 szkół pracowało w trybie mieszanym.
Dr Paweł Grzesiowski zwrócił uwagę także na to, że brak zamknięcia szkół nie oznacza, że nie ma tam zakażeń. Jego zdaniem dyrektorzy placówek powinni mieć większe możliwości decydowania o ewentualnym zamknięciu szkół. Obecnie na nauczanie hybrydowe lub zdalne zgodę musi wydać sanepid, a często z niejasnych powodów jej nie wydaje.
Jednocześnie lekarz twierdzi, że to, ile szkół pracuje zdalnie nie jest prawdziwym pytaniem, bo problem leży gdzie indziej: w szkołach są zakażenia, które przenoszą się na dorosłych i seniorów.
Dr Grzesiowski wyjaśnia też, że obecnie przeważają rozproszone, nie pochodzące z dużych ognisk epidemicznych zakażenia.
Skok tych wykrytych przypadków jest idealnie skorelowany z uruchomieniem szkół. Nastąpił on mniej więcej ok. trzy tygodnie po otwarciu placówek – mówi immunolog Onetowi.
Na sobotniej konferencji premier nie mówił jednak nic na temat szkół i dopiero wprost zapytany, odpowiedział, że na naradzie epidemiolodzy powiedzieli, że można nie zamykać szkół. Jak mówi dr Grzesiowski - „bardzo bym chciał poznać tych epidemiologów, którzy podpisali się pod taką decyzją i naukowe podstawy ich decyzji”.
Jeśli rząd powiedziałby: „Nie możemy zrealizować nauczania on-line, ponieważ nie ma takich warunków”, o ja bym taką argumentację przyjął. Ale jeżeli mówimy publicznie, że szkoły mogą być otwarte, bo nie ma w nich zakażeń, to jest to zwyczajnie nieprawda. A słysząc nieprawdziwą informację, ludzie tracą zaufanie i zaczynają się bać – mówi immunolog.
Zdaniem dra Pawła Grzesiowskiego na nauczanie on-line powinny przejść szkoły w czerwonych strefach. Zwraca też uwagę na to, że nie chodzi o zamykanie szkół na cały semestr, a jedynie na 3-4 tygodnie, by spadła liczba zakażeń.
Jako przykład podaje też kraje europejskie, w których młodsze dzieci uczą się w szkołach, a na nauczanie zdalne w pierwszej kolejności wysyła się dzieci od dwunastego roku życia. To rozróżnienie jest motywowane wiedzą na temat koronawirusa – młodsze dzieci mają mniejsze ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i prawdopodobnie mniej efektywnie przenoszą wirusa.
Źródło: Onet
